czwartek, 15 maja 2014

WILD DOGS - Mans Best Friend (1984)

Wild dogs to jedna z tych amerykańskich grających heavy metal z domieszką hard rocka wzorując się przy tym Accept, Scorpions czy Krokus. Najlepiej sobie radzili w latach 80 i choć już dzisiaj nie tworzą muzyki i choć mało kto o nich pamięta, to jednak warto sobie powspominać stare dobre czasy. Do grona najlepszych albumów tej formacji można śmiało zaliczyć „Man's best friend”.

Bardzo prosta i przejrzysta album, na której nie ma niespodzianek ani też niepotrzebnego udawania. Ot co mamy do czynienia z materiałem osadzony w niemieckiej kulturze i słychać inspiracje Accept czy Scorpions. Już początek płyta znakomicie o tym świadczy. Zarówno „Non Stoppin” czy „Livin on the street” brzmią jak kawałki stworzone dla hołdu Accept. Solidne, rasowe heavy metalowe kawałki o nieco topornej konstrukcji. Sporą rolę w tym graniu odgrywa wokalista Matthew, który brzmi jak frontmanie Krokus i Accept, a to bez wątpienia zaleta. Może brakuje mu nieco ogłady i techniki, ale sprawdza się znakomicie w Wild Dogs. Gitarzysta Jeff Mark stara się urozmaicić materiał i choć nie powala techniką to nadrabia starannością, solidnością i pracowitością. Znakomicie przybliża nam formułę niemieckiego heavy metalu. Jego solówki i riffy są atrakcyjne, zwłaszcza jak ulegają przyspieszeniu tak jak w „Believe in me”. Do grona udanych kawałków zaliczyć należy też przebojowy „Endless Nights”. Całość zamyka toporniejszy „Burnin Rain”, ale to wciąż solidne granie. Wadą od samego początku jest niskich lotów brzmienie.

Nie znasz Wild Dogs? Chcesz poznać a nie wiesz po co sięgnąć? No to „Man Best friend” znakomicie się do tego nadaje. Jest to w końcu solidny album z heavy metalową muzyką w stylu Accept czy Krokus. W sam raz dla maniaków takich klimatów.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz