sobota, 17 maja 2014

TIMO TOLKKI's AVALON - Angels of Apocalypse (2014)

Najpierw był Stratovarius, potem Revolution Renaissance, był też jeden album Symfonia, teraz Timo Tolkki daje nam się poznać jako pomysłodawca metalowej opery, gdzie dochodzi do skrzyżowania różnych gatunków muzycznych. Głównym składnikiem miał być oczywiście melodyjny heavy metal i power metal. Powstał Timo Tolkki Avalon, który miał przykuć uwagę fanów jego talentu oraz metalowych oper w stylu Avantasia. O zainteresowanie nie było trudno, zwłaszcza że byli ciekawi goście na „The Land of New Hope” no i poza tym Timo zawsze uchodził za dobrych muzyków, którzy jednak coś w nieśli do gatunku. Jednak ostateczny efekt jeśli chodzi o muzykę nie zachwycał. Był to solidny projekt, który był przesiąknięty komercją i kiczem. Czy „The Angels of The Apocalypse” jest wybawieniem Timo Tolkkiego czy jest to może gwóźdź do trumny?

Tym razem można poczuć, że Timo chciał pójść w rejony symfonicznego metalu i potwierdza to na pierwszy rzut oka lista gości. Jest bowiem wokalistka Epica, Nightwish, jest Fabio Lione z Rhapsody i muzyka w sumie to odzwierciedla. Sporo podniosłych momentów, chórków, symfonicznych ozdobników i mogło by się wydawać, że udało się stworzyć coś wyjątkowego. Niestety tak nie jest. Goście nie wczuwają się w swoje rolę, nie angażują się tak jakby się chciało i te występy są wręcz karygodne. O ile na pierwszym albumie pojawiło się całkiem sporo ciekawych melodii i kilka godnych uwagi przebojów, o tyle nowy krążek jest ubogi w tego typu kawałki. Można odnieść wrażenie, że Timo nie miał pomysłu na kompozycje i na wydźwięk całości, nie wiedział jak porwać słuchacza, jak stworzyć coś wyjątkowego i nieco świeżego. Wtórność jest tutaj wszędobylska, ale nawet to jest do zrozumienia, bowiem Timo zawsze grał to samo, ale chodzi o to że poziom prezentowanej muzyki jest bardzo niski. Jak można otworzyć album taki utworem jak „Song for Eden”? Czy to album popowy? Czy to ma być odstraszać? Jeśli tak to spełnia swoją rolę, bo już ma się ochotę wyłączyć ten krążek. Wygrywa ciekawość i chęć skonfrontowania nowego działa z debiutem. „Jerusalem is Failling” już wyznacza pewien klimat i styl jaki będzie dominować na tej płycie. Podniosłe chórki i symfoniczne ozdobniki to jest właśnie to czego należy się spodziewać w dalszej części. Do grona ciekawych momentów na płycie należy zaliczyć bez wątpienia „Desing The Century” z dobrym występem Floor Jensen, czy przebojowy „Rise of the 4th Reich” z znakomitym występem Davida Defeisa. Takim charakterystycznym utworem jest tutaj „Stargate Atlantis”, który oddaje to co składa się na styl Timo i to jest właśnie taki typowy power metal do jakiego nas przyzwyczaił na przestrzeni lat i chciałoby się usłyszeć więcej takich kompozycji. Dobrą energię ma „You'll Bleed Forever”, ale co z tego skoro słodkie klawisze ala Sabaton psują nieco efekt, a mógł to być prawdziwy killer. Irytuje mnie tutaj nieporadność Timo jeśli chodzi o pomysły, kompozytorstwo i to nasila się przy „Neon Sirens”. Mamy też kolosa, ale nie jest to dobra informacja, bowiem „Angels of The Apocalypse” to zlepek jakby różnych motywów i tutaj panuje chaos zamiast porządku. Komercja wygrywa na całej płaszczyźnie.

Jestem fanem twórczości Timo Tolkkiego. Symfonia była udanym projektem, Revolution Renaissance był dobrą kontynuacją stylu wypracowanego w Stratovarius i dał mi sporo radością za sprawą swojej muzyki. Niestety debiut Avalon dał sygnał że Timo przeżywa kryzys, a „Angels of Apocalypse” to potwierdzenie słabej formy i wypalenia owego muzyka. Płyta jest nudna, męcząca i ma więcej wspólnego z komercją aniżeli power metalem w stylu Stratovarius. Szkoda, może czas przejść na emeryturę? Trzeba wiedzieć kiedy zejść ze sceny. Timo widocznie nie wie.

Ocena: 3.5/10

1 komentarz:

  1. Przesłuchałem 2 razy i zapomniałem,więcej nie wrócę do tego albumu. :(

    OdpowiedzUsuń