poniedziałek, 19 maja 2014

LOUD LION - Die Tough (2014)



Def Leppard pracuje obecnie nad nowym albumem, ale to że nagrają coś na miarę starych płyt jest raczej nie możliwe i pozostaje to jako niespełnione marzenie. Jasne, wiele młodych kapel czerpie z ich twórczości, ale żaden nie postanowił z kopiować ich styl i nagrać album identyczny jak „Hysteria”. Takie mierzenie się z legendą nie zawsze dobrze wychodzi, ale to co zrobił amerykański Loud Lion jest przejawem geniuszu. Odtworzyć tak styl Def Leppard z lat 80 i w dodatku nagrać album identyczny w formie i aranżacjach do „Hysteria” jest nie lada wyczynem, zwłaszcza że Loud Lion nie ma takiego stażu jak Def Leppard. W końcu ktoś podjął się drogi wydeptanej przez Def Leppard i Loud Lion to taka młoda wersja Def Leppard i nie mają się czego wstydzić. „Die Tough” to znakomity hołd złożony dla Def Leppard i przyjrzyjmy się mu nieco bliżej.

Dziwaczna okładka też ma nam przybliżyć kiczowate okładki Def Leppard z lat 80, ale na tym nie koniec porównań z Brytyjczykami. Od wielu lat szukałem dobrej kopii Brytyjczyków, ale zawsze czegoś brakowało, zwłaszcza wokalisty pokroju Joe Elliot. Brakowało tego jego ciepła, techniki i klimatu. Loud Lion ma jednak Robbiego Royce’a, który brzmi jak odmłodzona wersja Joe’a. Ciężko znaleźć między nimi różnice i nawet manierę mają podobną. Strzał w dziesiątkę. Chórki również konstruowane są na wzór tych z Def Leppard i to się też zgadza. Dylan Halacy w roli perkusisty też stara się brzmieć jak Rick Allen, który wspierany jest przez automatyczną perkusję. Atutem młodej formacji jest znakomity wachlarz partii gitarowych, spora dawka mocnych riffów, energicznych i rytmicznych solówek, a tego brakuje w Def Leppard od czasów „Adrenalize”. Tutaj naprawdę dzieje się sporo i przypominają się stare dobre czasy Brytyjczyków. Zachowany podobny wydźwięk tych instrumentów co sprawia, że „Die Tough” brzmi jak zagubiony klasyk Def Leppard, albo jak „Hysteria part II”. Co ciekawe Loud Lion dość odważnie kopiuje fragmenty tamtej płyty, narażając się na plagiat i wtórność. Kto szuka oryginalność może poczuć się oszukany, ale muzykom w głowie było co innego. Celem było nagranie albumu w klimatach „Hysteria” i to w pełni się udało. Otwieracz „Love Will Break Out” to znakomity przebój, który przywołuje klimat „Hysteria” i nie przeszkadza fakt, że utwór brzmi identycznie jak „Pour Some Sugar on Me”. Dalej mamy znakomity „Lions Den”, który zachwyca melodyjnością i chwytliwym refrenem. Takich hitów Def Leppard nie stworzył od lat i tylko pozazdrościć pomysłowości Loud Lion. W przypadku „Lions Den” można usłyszeć fragmenty „Woman”.  Nieco agresywniejszy hard rock słychać w „Lions Eyes”, który nasuwa na myśl kawałki pokroju „Animal” czy „Armagedon it”. Choć brzmi to wszystko jak kopia pomysłów Def Leppard, to jednak mi się to podoba, zwłaszcza że brakowało mi ostatnio takiego grania, brakowało czegoś dobrego ze strony Brytyjczyków. „Die Tuff” zaczyna się identycznie jak „Love Bites” i te dwie ballady brzmią podobnie. Jednych może takie coś zrazić, ale ja dalej jestem zachwycony, bo nie każdemu taka sztuka może wyjść, zwłaszcza kiedy na warsztat bierze się klasyk. Pierwsze zaskoczenie można uświadczyć w „Loud Lion Theme song”, który jest energiczny i ukazuje to co gitarzyści potrafią i że nie są jakimiś tam amatorami co nie potrafią nic od siebie dodać. Tutaj właśnie gitary odgrywają szczególną rolę i to one dostarczają emocji i niezapomnianych wrażeń. „Dawn of the Dead” to kolejny mocny utwór na płycie i słychać że Loud Lion nie miał problemu z stworzeniem równego materiału. Miło też zaskakuje melodyjny „The hills have Eyes”, który zabiera nas w rejony nawet melodyjnego metalu i jest to to najmocniejszy utwór na płycie. Nie mogło zabraknąć kopii „Rocket” i tutaj tego przykładem jest „Sunset Slip”. Całość zamyka żywiołowy „None More Fast”, który porywa swoją szybkością i shredowymi popisami gitarowymi. Co ciekawe partie gitarowe przypominają momentami twórczość Queen.

W końcu znalazł się godny następca Def Leppard, który ma te same atuty, a sprzyja im dodatkowo młody wiek i zapał do tworzenia, czego brakuje już Def Leppard. „Die Tough” może brzmi jak kalka „Hysteria” ale to najlepszy album z taką muzyką, w takim stylu i na takim poziomie. Nagrać album w stylu „Hysteria” i na podobnym poziomie to niezły wyczyn. Mam nadzieję, że Loud Lion pójdzie teraz za ciosem, dając przykład wszystkim że można przejąć dziedzictwo od zasłużonej formacji. Jedno z największych zaskoczeń roku 2014.

Ocena: 9.5/10

1 komentarz: