piątek, 9 maja 2014

ZEPHANIAH - Stories From the Book of Metal (2008)



Bez dobrego gitarzysty i wokalisty ani rusz w power metalowym świecie. Tutaj nie wystarczy chęć, pomysł, trzeba wykazać się techniką, zaangażowanie, pracowitością, umiejętnością tworzenia dobrych i wartych zapamiętania melodii, utworów. Co ma do zaoferowania amerykański Zephaniah, który w roku 2008 wydał debiutancki album „Stories from the Book of Metal”?

Pewnie obstawiacie, że ten amerykański band idzie w ślady swoich rodaków i stawia na typowy amerykański power metal spod znaku Metal Church czy Jag panzer. Otóż nie, bliżej im do Cellador i Zephaniah nie ukrywa swoich zamiłowań do europejskiego power metalu. Słychać w ich muzyce coś z Hammerfall, Dragonforce, Gamma Ray czy Dragonhammer. Słabym ogniwem zespołu, który psuje ostateczny efekt debiutanckiego krążka jest niestety wokalista Logan. Nie śpiewa czysto ani nie wykazuje się techniką i jedynym jego atutem jest wyciąganie wyższych linii wokalnych. Zephaniah na szczęście tuszuje niedoskonałości i te wady w inny sposób. Wykorzystuje talent gitarzystów Tysona i Justina, którzy dają tutaj niezły popis power metalowej jazdy. Dawno nie byłem tak zachwycony partiami gitarowymi jeśli chodzi o ten gatunek. Niby nic nowego, ale brzmi to znakomicie i potrafi zaskoczyć. Dzieje się sporo bowiem muzycy nie grają w kółko jednego motywu i słychać tutaj szybsze kawałki jak i nieco spokojniejsze. Może okładka jest tandetna, może brzmienie niższych lotów, a wokalista irytujący momentami, ale dla materiału, dla tej zawartości i popisów gitarowych warto zajrzeć choć na chwilę do świata Zephaniah. „The Metal Prayer” może nieco brzmi jak amatorski symfoniczny metal, ale to tylko intro, które raczej nie przedstawia zespół w dobrym świetle. „Antietam” to jest właściwie otwarcie albumu. Jest szybko, energicznie i do przodu. Fani power metalu zapewne szybko pod łapią temat i ucieszy ich taki kawałek. W „Avenger of Souls” można poczuć moc gitar tej kapeli i to nie jest żadna tam amatorszczyzna tylko grania w stylu neoklasycznym. Z kolei  Deep Breath” słychać echa Queen i to również miły smaczek jaki pojawia się na płycie amerykanów. „Sword of The King” nieco przesiąknięty Iron Maiden „Fight for Love” to znakomite przykłady, że można stworzyć proste i zapadające w pamięci przeboje. „The Lone Warrior” to znów przepiękne granie na gitarze. Zachwyca ta lekkość, to urozmaicenie, to energia i przejścia między poszczególnymi motywami. Całość zamyka agresywniejszy „Flame of The Dragon”.

Zdaje sobie sprawę, że jest to płyta jakich wiele ostatnim czasy. Nie mają znakomitego wokalisty, ani wyjątkowego stylu, ale brzmią znakomicie. Jest to power metal pełną gębą, z szybkimi gitarami, rozpędzoną sekcją rytmiczną i sporą dawką atrakcyjnych melodii. Ich zaangażowanie, lekkość, radość z grania sprawia, że płyta mimo swoich wad wypada znakomicie. To pozycja skierowana do smakoszy ciekawych popisów gitarowych i bardziej złożonych solówek. Czysty power metal w tradycyjnym wydaniu.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz