sobota, 11 lipca 2020

SHINING BLACK - Shining Black (2020)

W roku 2014 włoski Labyrinth mieli problem z długoletnim wokalistą Robertem Tirantim i wtedy ten band nawiązał współpracę z Markem Boalsem. Tak ten band funkcjonował przez 2 lata, ale jakoś nie udało się tej współpracy uwiecznić albumem. Gitarzysta Labyrynth Olaf Thorsen postanowił odświeżyć tą kolaboracje i nagrać debiutancki album wydany pod zupełnie inną nazwą. Tak się narodził Shining Black, który  skupia się na graniu melodyjnego metalu z elementami progresywnego metalu, neoklasycznego power metalu oraz hard rocka. Każdy znajdzie coś dla siebie na "Shining black".

Skład zespołu Shining Black uzupełniają klawiszowiec Oleg Smirnoff, basista Nik Mazzucconi i perkusista Matt Peruzzi, których znamy właśnie z Labyrynth. Panowie grać potrafią i mają doświadczenie i to jeszcze bardziej pogłębia skojarzenia z tym wielkim włoskim bandem.  Jednak trzeba przyznać, że Mark Boals troszkę urozmaica muzykę Shining Black i sprawia że nasze skojarzenia skierowane w innym kierunku. Jak zawsze jego wokal jest świetny i niszczy obiekty. Mimo lat wciąż zachwyca.

Sam materiał jest przemyślany, dopracowany i zachwyca swoją lekkością i atrakcyjnymi melodiami.  Już otwierający 'The house of the fallen souls" wyraźnie nakreśla nam styl i jakość muzyki granej przez Shining Black. Płytę promował melodyjny i niezwykle przebojowy "Boogeyman". Mark Boals buduje tutaj odpowiedni klimat i wciąga nas w ten magiczny świat. Dalej mamy power metalowy "My life", w którym są echa neoklasycznego power metalu rodem z płyt Iron Mask. Olaf popisuje się swoim geniuszem i te partie po prostu wgniatają w fotel. "A sad song" rzeczywiście jest smutny i balladowym kawałkiem, ale bardzo dobrze wypada na tle innych kompozycji. Band potrafi też stworzyć mieszankę melodyjnego metalu i hard rocka, a najlepszym tego dowodem jest "Shining Black". Progresywność to atut melodyjnego "Just another Day" i znów słychać chemię miedzy Olafem i Markiem. Refren prosty, ale szybko zapada w pamięci. Kolejna power metalowa petarda na płycie to energiczny "The Carousel" i znów jest to plejada pięknych dźwięków i partii gitarowych. Jest mocny riff i złożone solówki, w których pojedynkuje się gitarzysta i klawiszowiec.  Dużo się dzieje w tym kawałku i to kolejny atut tego utworu. Świetnie wypada również lekki i nastrojowy "We fall", który wieńczy album i  znakomicie go podsumowuje.

Mark Boals nie zawodzi i tam gdzie się pojawia, to zawsze dostajemy dopracowane i wysokiej klasy wydawnictwo. Tak też jest i tym razem. Shining black to płyta wypakowana  hitami i prawdziwa uczta dla fanów melodyjnego domu. Mam nadzieję, że ten band nie będzie jednorazowym wyskokiem Olafa i Marka.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz