czwartek, 30 lipca 2020

ALCATRAZZ - Born Innocent (2020)


Ciężko uwierzyć, że amerykański wokalista Graham Bonnet ma 73 lata. Jak ten czas leci, prawda? Najbardziej szokuje fakt, że mimo swoich lat ten legendarny wokalista wciąż potrafi swoim głosem i techniką zawstydzić nie jednego młodego wokalistę. To się nazywa fenomen. Ostatnio ten kultowy muzyk przeżywa drugą młodość i jego kapela Graham Bonnet Band to kwintesencja jego muzyki. Dwie płyty wydane pod tym szyldem zabierały słuchacza do klimatów Rainbow czy pierwszej płyty Alcatrazz. Tak więc to była tylko kwestia czasu, kiedy Graham Bonnet powróci z Alcatrazz. Marzenie fanów się spełniło i po 34 latach Alcatrazz powraca z nowym albumem. "Born Innocent" to najlepszy album tej formacji od czasów debiutu "No parole from rock;n roll".

Skojarzeń z debiutem jest pełno i jedną z nich jest okładka, która jest mocno wzorowana na tej z debiutu. Samo brzmienie też nasuwa na myśl lata 80. Jasne nie ma Yngwiego Malmsteena, ale i tak mówimy tutaj o klasycznym składzie. Jest basista Gary Shea, klawiszowiec Jimmy Waldo, no i sam Graham Bonnet. Dwóch nowych członków to perkusista Mark Benquechea, który znany jest z Graham Bonnet Band, no i pojawił się też Joe Stump w roli gitarzysty.  Muszę przyznać, że Joe spisuje się w roli następcy Yngwiego. Nie brakuje tutaj shredowych solówek i popisów gitarowych, a same riffy są zagrane z polotem i finezją. Udało mu się oddać kunszt Yngwiego czy Ritchiego Blackmore'a. Brawo Joe, bo to nie lada wyczyn kiedy goni się mistrzów gitary.

Sama zawartość też bardzo przebojowa, energiczna i przepełniona atrakcyjnymi melodiami i partiami gitarowymi. Całość mocno inspirowana jest debiutem Alcatrazz i to słychać od pierwszych dźwięków. Wejście "Born Innocent" jest niczym spełnienie marzeń fanów Grahama. Jest lekko, przyjemnie i znakomita mieszanka melodyjnego metalu i hard rocka. Od razu słychać najlepsze lata Alcatrazz i Rainbow. Największe emocje wzbudzają szybsze utwory i takim kawałkiem jest oldschoolowy "Polar Bear". Dużym plusem jest chwytliwy riff i nawiązania do Rainbow. Szokuje też pomysłowość Joe Stumpa i bardzo dobra forma wokalna Grahama. Jeden z największych hitów tej grupy. Klasyk ! Zapnijcie pasy, bo nadciąga rozpędzony "Finn Mccol" i imponuje mi tutaj ta energia i świetne popisy gitarowe Joego Stumpa.  Brakuje takiego grania i miło że Graham wypełnia pustkę.  Stonowany "We still remember" ma bardziej rockowy wydźwięk i pokazuje nieco bardziej komercyjne oblicze Alcatrazz. Kolejny killer na płycie to zadziorny i energiczny "London 1666". Riff i chwytliwy refren robi tutaj robotę. Tak tworzy się wielkie hity w stylu Rainbow. Pozytywne emocje wzbudza przebojowy "Dirty like the city"i słychać że band naprawdę dobrze się bawi. Warto jeszcze wyróżnić klimatyczny "Warth Lane", czy rozpędzony "Paper Flags'.

Odrodził się Alcatrazz i mimo upływu czasu udało się odtworzyć klimat i jakość z debiutu, co bardzo cieszy. Płyta dobrze przygotowana i sam materiał przebija wiele innych płyt z taką muzyką i dorównuje debiutowi. Masa killerów i hitów, a Graham wciąż mnie zaskakuje i jego muzyki nigdy dość. Oby Alcatrazz został z nami na dłużej.

Ocena: 8.5/10

1 komentarz:

  1. zachęcony tak entuzjastyczną recenzją przesłuchałem (nie raz) i muszę przyznać, że nie spotkałem się jeszcze nigdy z takim niedopasowaniem wokalu do muzyki. :-(

    OdpowiedzUsuń