Jednym z nietypowych
zespołów power metalowych, który szybko zdobył status
kultowego, którzy szybko wyrobił sobie markę, stając się
jednym z najciekawszych zespołów ostatnich lat jest bez
wątpienia Masterplan. Ta niemiecka formacja, która została
założona w 2001 roku z inicjatywy dwóch byłych muzyków
Helloween, a mianowicie Uli Kuschego i Rolanda Grapowa przeszła
wiele zmian, roszad personalnych i teraz powraca z nowymi muzykami, z
nowym albumem zatytułowanym „Novum Initium”, który
zaliczyć do najbardziej wyczekiwanych wydawnictw tego roku.
Wynika to choćby z tego
względu, że Masterplan zawsze trzymał wysoki poziom, czy to kiedy
w składzie był Uli Kusch, Jan Soren Eckert czy Jorn Lande. Kiedy ze
składu odszedł Jorn Lande, a także Uli Kusch zmienił się nieco
styl, postawiono na power metal, a mniej na progresję, a wokal Di
Mao był równie zadziorny i emocjonujący co Jorna, a perkusja
Mike'a Terrany bardziej techniczna i mocniejsza, co sprawiło, że
album „Mk II” okazał się solidny albumem, który wstydu
kapeli nie przyniósł. W 2009 roku odszedł Di Mao a jego
miejsce ponownie zajął Jorn i z nim nagrano „Time To Be King”
który też jest innym albumem. Melancholia, finezja, rockowa
dusza to epitety które się nasuwają. Niestety rok 2012 był
ciosem dla Masterplan który był na fali i który
umacniał swoją pozycję. Właśnie w tym roku odszedł ponownie
Jorn, a także Mike Terrana i Jam Soren Eckert, który wrócił
do Iron Savior. Masterplan się nie rozpadł, a lider Roland Grapow
zebrał nowych muzyków. Rolę basisty objął Jari Kainulainen
który wystąpił choćby w Stratovarius, perkusistą został
Martin Skorupka znany z Cradle Of Flith, zaś wokalistą Rick Altzi
znany z At Vance. Nowy skład, nowe nadzieje, wyczekiwanie powiewu
świeżości i chęć posłuchania jak sprawdza się nowe wcielenie
Masterplan. Zapowiedzi i szum wokół tego były spore, a
wszystko tylko zwiększało apetyt, który ostatecznie nie
został zaspokojony. Mocne, soczyste, nieco mroczniejsze brzmienie,
dobra muzyków, którzy pokazują, że nie są amatorami
i znają się na swojej robocie. Szkoda tylko, że każdy z nich nie
daje z siebie wszystkiego. Perkusja mocna, dynamiczna, ale Uli Kusch
były bardziej zaskakujący a Mike powalał techniką, której
brakuje mi nieco w przypadku Martina. Roland jak zwykle wygrywa
melodyjne i finezyjne partie gitarowe w swoim wyjątkowym stylu, ale
słychać że jakby zabrakło pomysłów na ciekawe melodie czy
motywy, które zawsze stanowiły potęgę tego zespołu.
Najbardziej kontrowersyjny jest tutaj wokalista Rick, który
nie jest tak barwną osobą jak Jorn Lande czy Mike Di Mao.
Oczywiście nie można podważać jego talentu czy techniki, ale
jakoś nie daje Masterplan jakiegoś wyraźnego charakteru, nie
nadaje przebojowości, czy innych cech, które wcześniej
dawały się we znaki. Wszystko jest dobrze zgrane, jest zadbanie o
technikę i szczegóły, ale ma się wrażenie że muzycy nie
dali z siebie wszystkiego i ten brak zaangażowania jest słyszalny.
Mimo mocnego brzmienia i niezłej techniki nowy album nie ma za wiele
atutów którymi mógłby się pochwalić. Uleciała
magia, klimat, uleciała pomysłowość i przebojowość. Materiał
zróżnicowany, ale nie zapada w pamięci i to jest największy
minus tego albumu, co klasyfikuje go do miana najgorszego albumu
Masterplan. Nie brakuje dobrych momentów, które
przypominają stare dobre czasy Masterplan. Dowodem tego zjawiska
jest klimatyczne, mroczne intro w postaci „Per Aspera Ad
Astra” czy też „The Game” z mocnym i
wyraźnym riffem. Wyraźny motyw wygrany przez klawiszowca Axela z
nutką progresji to coś z czego słynie Masterplan i tutaj ten
element też występuje co słychać w „Keep Your
Dream Alive” , który śmiało można
zaliczyć do tych najlepszych momentów na płycie. Próba
zagrania ciężej w „Betrayel” nie wychodzi za
najlepiej, tak jak budowanie mrocznego klimatu w „No
Escape”. Już lepiej wypada „Pray on My Soul”
czy stonowany „Earth Is Going Down”
chociaż tutaj też brakuje dopracowania i bardziej atrakcyjnych
melodii. Na uwagę zasługuje kolos w postaci „Novum
Initium”
oraz przebojowy
„Black Night Of magic”
,
który najbardziej oddaje poziom i styl starych płyt
Masterplan i szkoda, że nie ma tutaj więcej takich perełek.
Długo
wyczekiwany album niemieckiej formacji nie udało się nagrać krążek
finezyjny co „Time To Be King”, power metalowy co „Mk2” czy
przebojowy jak dwa pierwsze albumy. „Novum Initium” jest
mrocznym wydawnictwem, szkoda tylko że zabrakło pomysłów na
kompozycje, za brako ciekawych aranżacji. Czy to wynika z nowego
składu, czy może z wypalenia zespołu? Czas pokarze.
Ocena:
4.5/10
P.s Recenzja przeznaczona dla magazynu HMP