czwartek, 22 listopada 2012

WILDESTARR - A tell Tale Heart (2012)

Czy nazwisko Dave Starr wam mówi? Czy pamiętacie basistę, który występował w CHASTAIN i VICIOUS RUMORS? Basistę, który jest znany w metalowym świecie, który nie poprzestał na tych kapelach i postanowił założyć własny zespół, w którym połączy formułę dwóch wcześniej wspomnianych kapel?

Jeśli tak, to z pewnością będziecie kojarzyć amerykański WILDESTARR, który został założony w 2003 roku oczywiście z inicjatywy Dave'a Starra, a także wokalistki London White. Potem do kapeli dołączył perkusista Jim Hawthorne i w takim składzie nagrano debiut „Arrival”, który zdobył nawet pozytywne opinie. Przystąpiono czym prędzej do pracy nad następnym albumem i w międzyczasie nowy perkusista Josh Foster. Owocem tej pracy jest album „A Tell Tale Heart”, który należy do albumów, na który warto zwrócić uwagę przy tegorocznych wydawnictwach, może nie pod względem oryginalności, czy świeżości, ale na pewno pod względem energii, dynamiki, zadziorności, ostrych, bez kompromisowych i zapadających w głowie partii gitarowych, mocnej sekcji rytmicznej. Jest to jeden z tych albumów, gdzie wtórność i nawiązanie do stylu takich kapel jak JUDAS PRIEST, IRON MAIDEN, DIO, BLACK SABBATH, czy też CHASTAIN, VICIOUS RUMORS ma swoje plusy. To właśnie dzięki tej wtórności, oklepanym motywom materiał jest dynamiczny, chwytliwy i miły w odsłuchu, to właśnie dzięki tym sprawdzonym zagrywkom materiał jest łatwy w odbiorze. Amerykańska kapela nagrała bardzo dojrzały i dopracowany album, gdzie znakomicie został wyważony ciężar i melodyjność, a także heavy metal z power metalem. Nie ma chaosu, czy kombinowania co też należy uznać za plus. Co przyciąga uwagę już niemal od samego początku to świetna, klimatyczna okładka, jednak to jest tylko początek plusów.

Czy tak dopieszczona frontowa okładka, może zdobić album kiepski, nie dopracowany? Czy może być zmyłką? Nie w przypadku tego albumu i w dalszym rozkładaniu albumu można zauważyć, że nie zabrakło również dopieszczonego, soczystego, takiego nowoczesnego brzmienia, który znakomicie komponuje się z ostrymi partiami gitarowymi, mocna sekcją rytmiczną, czy też mocnym, energicznym wokalem Londom White, która ma ogromny potencjał. To nie jest jakiś klon Tarji czy Doro, ta wokalistka ma moc, zadziorność i niesamowitą technikę, a gdy wkracza w wysokie rejestry to ciarki przechodzą po plecach. Jej wokal znakomicie sprawdza się w szybkich, dynamicznych petardach typu „The Pit or the Pendulum” z atrakcyjnymi ozdobnikami wykreowanymi przez klawisze, a także w nieco wolniejszych, bardziej balladowych kompozycjach typu „ Last Holy King”. Nie brakuje na tym albumie petard, czy jak kto woli killerów i to takich z prawdziwego zdarzenia. I otwierający „Immortal” będący przesiąknięty DIO, czy JUDAS PRIEST jest znakomitym tego przykładem i dla mnie jest to jedna z tych najlepszych kompozycji na tym krążku. O ile otwieracz bardziej utrzymany w konwencji power metalowej, o tyle reszta bardziej już heavy metalowa i słychać wpływy VICIOUS RUMORS, czy też BLACK SABBATH co słychać w takim mrocznym, nieco ponurym „Transformis Ligeia”, zadziornym „A Perfect Storm” . Mocnym heavy metalowym kawałkiem z ciężkim, rytmicznym riffem na tapecie jest „In Staccata” i w takiej konwencji utrzymana jest reszta utworów. Może nie powalają strukturą, wykonaniem, czy też świeżością, ale są to solidne kawałki.

WILDESTARR wydał całkiem solidny album, który porywa energią, mocnymi riffami wygrywanymi przez Dave, czy też świetnym wokalem London White, jednak mimo tego brakuje tutaj czegoś. Może lepszych kompozycji, więcej przebojowości, więcej zapadających melodii? Może nieco więcej świeżości? Pewnie tak, jednak warto zwrócić uwagę na ten krążek, na pewno każdy znajdzie coś dla siebie.

Ocena: 6.5/10

1 komentarz: