Jak się nazywa jedna z
najciekawszych super grup metalowych skupiających wyśmienitych
muzyków? Jak nazywa się szwedzka kapela, który w
swojej muzyce nie kryje wpływów JUDAS PRIEST, YNGWIE
MALMSTEENA, DREAM THEATER, QUEENSRYCHE, IRON MAIDEN, czy też
dokonaniami HELLOWEEN z Derisem na wokalu?
Tak, to jest FULLFORCE,
który został założony w 2008 r. przez gitarzystę Stefena
Elmgrena i basistę Magnusa Rosena (oboje znani z HAMMERFALL) oraz
wokalistę Mike Andresson, który znany jest zapewne niejednemu
z CLOUDSCAPE, który gra progresywny metal. Skład uzupełnili
perkusista HAMMEFALL Anders Johansson i gitarzysta Carl Grimmark i w
taki składzie nagrali debiutancki album „One”, który
ukazał się w roku 2011 i sam album przyciągnął wiele słuchaczy
i fanów muzyków wchodzących w skład tej super grupy.
Choć album wzbudził spore zainteresowanie w tym także i moje, to
jednak nie spełnił moich prywatnych oczekiwań, brakowało ognia,
ciekawych kompozycji, które gdzieś by zapadły w głowie na
dłużej, brakowało mi też lekkości i ciekawych pomysłów i
raczej debiut był niepewnym i tylko dobrym albumem, który
przedzierał pierwsze szlaki zespołu. Od tamtego wydawnictwa minął
rok i zespół już uraczył swoich fanów i słuchaczy
drugim albumem, który został zatytułowany „Next level”.
Czy został osiągnięty kolejny poziom? Czy kapela podwyższyła
poziom swojego grania na drugim albumie? Z pewnością tak. W dalszym
ciągu jest to granie utrzymane w konwencji heavy/power metalowej,
jednak tym razem pojawia się nieco więcej hard rockowych patentów
i słychać coś nawet z twórczości JORNA LANDE. Kapela w
większym stopniu pokazuje swoje umiejętności i tak można się
delektować rockowym wokalem Mike'a Anderssona, który sprawdza
się w dynamicznych, mocnych metalowych kompozycjach, jednak jego
specjalnością są utwory nieco bardziej stonowane, nieco może
łagodniejsze, bardziej hard rockowe, gdzie słychać wpływy
twórczości Jorna Lande i to słychać w takich „A Night
To remember”, który pokazuje to łagodniejsze oblicze
zespołu i nie powiem podoba mi się to w większym stopniu niż
granie heavy metalu na siłę. Jednak nie tylko wokalista tutaj
zaliczył zwyżkę formy, bo również gitarzysta Stefen
Elmgren oraz Stefan Rosqvist, który dołączył do kapeli w
roku 2012 spisują się znakomicie. Elmgren zapewnia ciężar i
ostrość, a także melodyjność, którą zapewniał już w
HAMERFALL, zaś Rosqvist znany z CLOUDSCAPE zapewnia finezyjność,
melodyjność, progresywność i rockowy feeling, który
pojawia się dość często na płycie. „Next Level” to
zdecydowanie wydawnictwo bardziej dojrzałe, bardziej przemyślane i
bardziej zaawansowane pod względem kompozytorstwa.
Solidne mocne brzmienie,
nasuwająca gry komputerowe typu Call Of Duty okładka, niezwykłe
umiejętności muzyków to cechy, które gdzieś
pozostały po debiucie jednak nowy album jest ciekawszy pod względem
aranżacji, pomysłów, samych kompozycji, które są
jakby bardziej przejrzyste, bardziej atrakcyjne i łatwiej trafiające
do słuchacza. To co znajdziemy na tej płycie to 13 solidnych,
energicznych kompozycji, które trzymają równy poziom,
a ponadto nie są utrzymane w jednym stylu. Najkrótszym
utworem na płycie jest „Broken Dreams” który jest
świetnym kawałkiem, który łączy hard rock i heavy metal w
znakomitą całość. Jest coś z takich kapel jak MAGNUM, czy JORN.
Melodyjny heavy metal, z mocnym riffem, stonowaną sekcją rytmiczną
to cecha charakterystyczna takich utworów jak „Break It,
Crack It, Destroy It”, „Awesomness” czy też
energicznego i dość mrocznego „Course Of Life”. To czego
brakowało mi na poprzednim albumie to przebojów, nieco
lekkości a tutaj to dostaję i to na wysokim poziomie co słychać
po taki chwytliwym „Back To Life” przypominający
działalność Jorna czy też w rockowym „Visions”. Do
grona mocnych utworów, gdzie pojawia się dość nowoczesne
brzmienie i klawisze w tle trzeba zaliczyć dynamiczny „Karma”
, melodyjny „Whispers”, czy też ostry, mroczny
„Hate...Love...Drop It!” który przypomina mi choćby
THUNDERSTONE. Warto też zaznaczyć, że na albumie nie brakuje też
owego komercyjnego wydźwięku,łagodnego charakteru, który
zostaje wyeksponowany w atmosferycznych balladach i trudno się
oprzeć pięknemu „Smile At The World” czy też „Strongest
Thing of All”, który urozmaicają album i sprawiają że
poznajemy różne oblicza zespołu i w każdym z nich radzą
sobie znakomicie.
FULLFORCE nowy albumem
osiągnął nowy wyższy poziom muzyczny, dopracowując swoje pomysły
pod względem stylu, aranżacji i melodii. Jest energia, klimat, jest
lekkość, są patenty hard rockowe, są i przeboje. W połączeniu z
umiejętnościami muzyków i ich wyszkoleniem technicznym oraz
mocnym brzmieniem sprawia że nie sposób pominąć w tym roku
nowy album szwedzkiej super grupy, który z pewnością zyska
nowych fanów.
Ocena: 8/10
Pierwsza płyta Fullforce mnie nie zachwyciła. Płaska, ciężko odróżnić kawałek od kawałka( z wyjątkiem "Heart and Soul"), brzmienie gitar wzorowane na elektrycznej maszynce do golenia.Zachęciłeś mnie recenzją "Next Level" i mam wrażenie, że nagrali drugi raz tę samą płytę. Kolejna szwedzka kapela, która potwierdza moją teorię, że szwedzki rynek metalu jest jak dalekowschodni rynek produkcji samochodów - robić dużo i bez serca.
OdpowiedzUsuń