środa, 7 listopada 2012

HARLLEQUIN - Hellakin Riders (2012)

Czy można mieć potencjał, a mimo to nagrać album nudny i zbyt rozlazły, monotonny i przeciągnięty w czasie? Czy można nagrać mocny, momentami ciężki materiał,a mimo to nie powalić słuchacza?

Oj można i brazylijski zespół HARLLEQUIN, który został założony w 2005 roku i po wydaniu w 2008 roku debiutanckiego albumu „Archangel Asylum” się rozpadł. Po tym co usłyszałem na ich nowym albumem, który jest ukoronowanie reaktywacji zespołu w tym roku i „Hellakin Riders”, to wydawnictwo, które przyciągnęło moją uwagę za sprawą naprawdę świetnej, takiej nieco epickiej okładki i gdzieś tam zainteresowałem się tym zespołem. Nowy album, to właściwie stary tylko zagrany na nowo, właściwie w nowym składzie, bo ze starego został właściwie w składzie tylko Mario Linhares i w roli wokalisty spełnia się znakomicie i kto lubi progresywne zacięcie, kto lubi wokale takich kapel jak JUDAS PRIEST, czy też ADAGIO, ten na pewno polubi manierę Mario. Pozostali muzycy to nowe nabytki i trzeba przyznać, że grać potrafią. Sekcja rytmiczna jest dynamiczna, pełna urozmaiceń i mocy, a duet gitarowy Castro/Lucena potrafi grać, potrafi zagrać mocniejszy riff co słychać w energicznym „Three Days In Hell”, gdzie zespół łączy elementy thrash metalu, power metalu, heavy metalu czy też progresywnego metalu czy też w ostrzejszym, o ciekawszym klimacie, w bardziej rozbudowanym „Archangel Asylum” i właśnie te dwa utwory znakomicie przedstawiają w jakim stylu zespół się obraca, jaka stylistyka. Jest to miks wcześniej wspomnianych gatunków, z elementami epickimi, jednak o wtórnym charakterze i jednostajnych kompozycjach, które właściwie są monotonne i mało atrakcyjne dla potencjalnego słuchacza. Co z tego, że mamy mocne brzmienie, ładną okładkę, bardzo dobrego wokalistę, jak same kompozycje i ich aranżacje są ponure, monotonne i na dłuższą metę nudne.

I tak w obrębie materiału pojawi się rytmiczny, stonowany „Going To War”, który jest jakiś bez mocy, bez pomysłu, powtarzany jest w kółko jeden motyw, z kolei „Overshadow” to bardzo szybki numer, energiczny, ostry, ale bez ciekawej melodii, bez ciekawej aranżacji i też niedosyt jest ogromny. Pozostałe utwory z kolei oprócz tych wad, dotyka zbyt długie rozciągnięcie w czasie. Całość trwa ponad godzinę i w połączeniu z nudnym charakterem kompozycji sprawia, że album nie należy do przyjemnych w odsłuchu.

Czasami okładka i dobre umiejętności muzyków w graniu to nie wszy7stko i brazylijski HARLLEQUIN jest tego najlepszym dowodem. „Hellakin Riders” który zawiera materiał jak ten wydany w 2008, tylko że zagrany w nowym składzie. Materiał nie zapada w pamięci, nawet nie jest miły w odsłuchu, ba jest monotonny i męczący. Ciężko jest wysiedzieć do końca i dlatego jest to w moim odczuciu jeden z najgorszych tegorocznych wydawnictw.

Ocena: 2/10

1 komentarz:

  1. Zastanawiając się czy można power metalowa grupę nazwać "Harlequin" stwierdziłem, że to jest przegięcie i na tym moje zainteresowanie tą płytą się skończyło. :)

    OdpowiedzUsuń