Czy można mieć
potencjał, a mimo to nagrać album nudny i zbyt rozlazły, monotonny
i przeciągnięty w czasie? Czy można nagrać mocny, momentami
ciężki materiał,a mimo to nie powalić słuchacza?
Oj można i brazylijski
zespół HARLLEQUIN, który został założony w 2005
roku i po wydaniu w 2008 roku debiutanckiego albumu „Archangel
Asylum” się rozpadł. Po tym co usłyszałem na ich nowym albumem,
który jest ukoronowanie reaktywacji zespołu w tym roku i
„Hellakin Riders”, to wydawnictwo, które przyciągnęło
moją uwagę za sprawą naprawdę świetnej, takiej nieco epickiej
okładki i gdzieś tam zainteresowałem się tym zespołem. Nowy
album, to właściwie stary tylko zagrany na nowo, właściwie w
nowym składzie, bo ze starego został właściwie w składzie tylko
Mario Linhares i w roli wokalisty spełnia się znakomicie i kto lubi
progresywne zacięcie, kto lubi wokale takich kapel jak JUDAS PRIEST,
czy też ADAGIO, ten na pewno polubi manierę Mario. Pozostali muzycy
to nowe nabytki i trzeba przyznać, że grać potrafią. Sekcja
rytmiczna jest dynamiczna, pełna urozmaiceń i mocy, a duet gitarowy
Castro/Lucena potrafi grać, potrafi zagrać mocniejszy riff co
słychać w energicznym „Three Days In Hell”, gdzie
zespół łączy elementy thrash metalu, power metalu, heavy
metalu czy też progresywnego metalu czy też w ostrzejszym, o
ciekawszym klimacie, w bardziej rozbudowanym „Archangel
Asylum” i właśnie te dwa
utwory znakomicie przedstawiają w jakim stylu zespół się
obraca, jaka stylistyka. Jest to miks wcześniej wspomnianych
gatunków, z elementami epickimi, jednak o wtórnym
charakterze i jednostajnych kompozycjach, które właściwie są
monotonne i mało atrakcyjne dla potencjalnego słuchacza. Co z tego,
że mamy mocne brzmienie, ładną okładkę, bardzo dobrego
wokalistę, jak same kompozycje i ich aranżacje są ponure,
monotonne i na dłuższą metę nudne.
I
tak w obrębie materiału pojawi się rytmiczny, stonowany „Going
To War”, który jest
jakiś bez mocy, bez pomysłu, powtarzany jest w kółko jeden
motyw, z kolei „Overshadow”
to bardzo szybki numer, energiczny, ostry, ale bez ciekawej melodii,
bez ciekawej aranżacji i też niedosyt jest ogromny. Pozostałe
utwory z kolei oprócz tych wad, dotyka zbyt długie
rozciągnięcie w czasie. Całość trwa ponad godzinę i w
połączeniu z nudnym charakterem kompozycji sprawia, że album nie
należy do przyjemnych w odsłuchu.
Czasami
okładka i dobre umiejętności muzyków w graniu to nie
wszy7stko i brazylijski HARLLEQUIN jest tego najlepszym dowodem.
„Hellakin Riders” który zawiera materiał jak ten wydany w
2008, tylko że zagrany w nowym składzie. Materiał nie zapada w
pamięci, nawet nie jest miły w odsłuchu, ba jest monotonny i
męczący. Ciężko jest wysiedzieć do końca i dlatego jest to w
moim odczuciu jeden z najgorszych tegorocznych wydawnictw.
Ocena:
2/10
Zastanawiając się czy można power metalowa grupę nazwać "Harlequin" stwierdziłem, że to jest przegięcie i na tym moje zainteresowanie tą płytą się skończyło. :)
OdpowiedzUsuń