Cukierek albo psikus? W
przypadku gdy taką ofertę składa włoski zespół TRICK OR
TREAT to trzeba jednak się zastanowić kilka razy co wybrać, czy
cukierek w postaci stylu jakiego słynął do tej pory power metalowy
zespół, czyli kopiowanie HELLOWEEN z czasów strażnika
siedmiu kluczy, które było jak dla mnie zbyt słodkie i
niezbyt przekonujące, nawet dla mnie jako fanatyka HELLOWEEN czy
może psikus w postaci urozmaicenia swojego stylu o kilka nowych
świeżych pomysłów? W takim wypadku chyba bym się skłonił
ku psikusowi, bo chętnie bym posłuchał zespół w nieco
innej konwencji, w nieco bardziej własnych kompozycjach, nie
będących wypisz, wymaluj HELLOWEEN.
A jednak psikus, bo nowy
album włoskiej formacji TRICK OR TREAT „Rabbits Hill part I”
jest albumem bardziej zróżnicowanym niż dotychczasowe
wydawnictwa tej kapeli, o wiele bardziej przemyślany i dojrzalszym
pod względem muzyki. TRICK OR TREAT to jedna z tych formacji, która
po dzień dzisiejszy wzbudza skrajne opinie, od tych pozytywnych aż
po te negatywne, gdzie zarzucono zespołowi wtórność i
cukierkowatość. Wtórności nie udało się na nowym albumie
pozbyć, ale to było do przewidzenia skoro kapela od roku powstania
tj od roku 2002 zaczynała jako kapela grająca covery HELLOWEEN i na
późniejszych albumach nagrywała swoje własne utwory, które
w dalszym ciągu były przesiąknięte HELLOWEEN i ta formuła
właściwie jest powielona na nowy krążku, z tym że pomysły są o
wiele ciekawsze aniżeli na poprzednich dwóch albumach,
wszystko brzmi ciut poważniej, jest lekki ciężar w obrębie sekcji
rytmicznej i może jest to zasługa nowego perkusisty? Luca Setti,
który dołączył do kapeli w 2011 spisuje się znakomicie i z
dobrym basem Leone Villiama Contiego tworzy znakomity podkład pod
resztę. Z pewnością spory wkład w to, żeby album brzmiał nieco
ciężej, bardziej metalowo niż słodko miał nie kto inny niż
lider kapeli wokalista Alessandro Conti, który w tym roku
zebrał sporo pozytywnych opinii za występ w RHAPSDODY Luca
Turilliego. Owy wkład słychać po tym jak śpiewa, jest to wokal
bardziej dojrzały, bardziej dopracowany niż ten z początku kariery
i słychać, że występ u boku Luca był punktem zwrotnym, z tym że
na nowym albumie TRICK OR TREAT nie ma takiej gracji, finezji i
klimatu jak na płycie RHAPSODY. Oczywiście nie byłby sobą Conti,
gdyby nie śpiewanie pod Micheal Kiske i trzeba przyznać, że ta
sztuka wychodzi mu znakomicie. Również rozwój i
dojrzałość nie ominął również partii gitarowych i tutaj
duet Benedetti/Cabri spisuje się o wiele lepiej. Partie gitarowe,
ich motywy, riffy, solówki są o wiele atrakcyjniejsze, nieco
ostrzejsze, bardziej metalowe, jednak w dalszym ciągu melodyjne i
przesiąknięte HELLOWEEN. Zmian może nie zbyt drastyczne, ale jak
najbardziej słyszalne i to bez wątpienia się przełożyło na
całkiem dobry poziom muzyczny nowego albumu.
Nie udało się w pełni
usunąć nieco dziecięcych wstawek, takich nieco cukierkowatych,
które przypominają poprzednie dzieła. I to słychać w
intrze „Dawn Of times”, w nijakim „Spring in The
Warren”, który jest nieudaną próbą
wykorzystania patentów BLIND GUARDIAN, czy w śmiesznym
instrumentalnym utworze „SassoSpasso” , które są
raczej niepotrzebnymi wypełniaczami. Na album trafiło kilka petard,
które wg mnie stanowią czołówkę jeśli chodzi o
kompozycje tego zespołu i jedną z nich jest dynamiczny, energiczny,
zadziorny, idealny pod względem pomysłu i wykonania „Prince
with 1000 Enemies” z gościnnym udziałem Andre Matosem i gdyby
taki był cały album, to kto wie jaką wysoką ocenę by dostał,
ale jest to poziom i styl, który świetnie interpretuje styl
zespół, pominąwszy dziecięcą słodkość i tutaj słychać,
że zespół może brzmieć naprawdę poważnie i energicznie.
W podobnej formule utrzymany jest „Wrong Turn”, który
przesiąknięty jest dynamiką i chwytliwymi, melodyjnymi solówkami,
które się przeplatają i napędzają ten kawałek, czy też
„Rabbits Hill” przypominający pod pewnymi względami
„Eagle Fly Free” HELLOWEEN, zwłaszcza jeśli chodzi o solówki
i przebojowy charakter. Jeśli mowa o przebojach to nie można
pominąć rytmiczny „I'll Come Back For You”. Poza power
metalową konwencją pojawia się tutaj też bardziej heavy metalowa
co słychać po stonowanym”Premonition”. Lekkość,
nieco stonowane tempo i hard rockowy feeling można usłyszeć w
przebojowym „False Paradise”.
RUNNING WILD, czy BLIND GUARDIAN można wyłapać w melodyjnym i
pomysłowym „The Tale of Rowsby Woof”, który też należy
do grona najlepszych utworów z płyty. Ballada „Bright Eyes”
pokazuje z kolei że w takiej konwencji zespół jeszcze nie do
końca sobie radzi.
„Rabbits
Hills” to krążek może nie genialny, może nie wyśmienity, może
nie perfekcyjny, gdzie wszystko jest na wysokim poziomie i nie ma
powodów do zmartwień, ale jest to krążek z kilkoma mocnymi
utworami i pierwszy raz TRICK OR TREAT nie brzmi tak śmiesznie, tak
do bólu cukierkowato, pojawia się ciężar i mocne utwory jak
wyśmienity „Prince Withh 1000 Enemies”, a to już spory sukces.
Czy jest to album przełomowy dla zespołu? Na pewno jest punktem
zwrotnym wich karierze i kto wie może następny album będzie
jeszcze dojrzalszy i dopracowany? Czas pokażę. Pozycja obowiązkowa
dla fanów HELLOWEEN ! Cukierek czy psikus? Dokonaj wyboru.
Ocena:
6.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz