poniedziałek, 27 stycznia 2014

ARONDIGHT - Myths and Legends (2008)

Wiem, wiem mam bzika na punkcie Running Wild i wszystko co ma coś wspólnego z tym zespołem. Nie tak łatwo znaleźć zespoły, które czerpią z tego zespołu patenty. Oczywiście na dzień dzisiejszy jest troszkę tego więcej. Ale czy ktoś wie, że mamy też rodzimy zespół, który należy do grona tych kapel, które wykorzystały patenty Running Wild? Tym zespołem jest Arondight, który można porównać do tegorocznego Blazon Stone. Kapela powstała w mieście Krosno w roku 2005 i do tej pory na koncie Arondight jest tylko debiutancki album, ale za to jaki! „Myths and Legends” to prawdziwa perełka jeśli chodzi o polski metal. Postaram się w dalszej części przybliżyć nieco owe wydawnictwo.

Zacznijmy od banałów. Na pierwszy rzut oka okładka jest tandetna, amatorska i nie w klimatach pasujących do Running Wild. Zamek i rycerze to scenografia bliższa Hammerfall. Wpływów Hammerfall nie uświadczyłem w większym stopniu, zaś Running Wild z okresu „Port Royal” czy „Death Or Glory” jest tutaj obecny i to niemal w każdej kompozycji. By sztuka grania w stylu Running Wild trzeba mieć odpowiedniego wokalistę, który nada płycie pirackiego klimatu. Tutaj mamy pierwszą miłą niespodziankę, bowiem Schizator w roli wokalisty sprawdza się idealnie. Jest charyzma, zadziorność i piracki wydźwięk. Czego można chcieć więcej? Drugi aspekt jakże ważny dla muzyki w stylu Running Wild to odpowiednio zagrane riffy i duża dawka melodyjności. Estel i Dargor wyczyniają tutaj cuda i trzeba przyznać, że mimo młodego wieku i stażu to jednak wiedzą jak skonstruować ciekawą linię melodyjną, jak stworzyć mocny i chwytliwy riff. „Battle” już na samym wstępie pokazują, że potrafią wykreować riff godny Running wild. Cała machina działa sprawnie i wszystko się uzupełnia i stanowi znakomitą całość. Stonowany, rytmiczny „The Last Stand” jest cięższy, ale też w dalszym ciągu zachowuje piracki charakter. Co może się podobać to środkowa część, gdzie mamy znakomity popis gitarzystów i wygrywanie jakże przyjemnej melodii. Co jest mocnym atutem tej płyty to właśnie niezwykła dynamika, energiczność, przebojowość, a także melodyjność, która pojawia się niemal przez cały album. To właśnie ten aspekt napędza cały krążek. „Captain Jackman” to kolejny przebój Arondight, który znakomicie pokazuje co gra ten zespół i na kim się wzorował. Od pierwszych minut „Under the Stars” przypomina mi wejście „Riding The storm”, lecz tutaj coś z Iron Maiden czy Blind Guardian się znajdzie. Kawałek może i spokojniejszy, ale równie zapadający w pamięci co poprzednie kompozycje. Troszkę „Black Hand Inn” pojawia się w żywiołowym „Alliance of Black Saber” , który zachwyca swoim przebojowym charakterem oraz radosnym wydźwiękiem. Na płycie jest też kilka dłuższych utworów i jednym z nich jest bardziej true metalowy „Northern Wind” z echem twórczości Manowar. „Betrayed” to z kolei klimatyczna ballada i tutaj dochodzi do skrzyżowania Blind Guardian i Running Wild. „Until The Sunrise” z kolei znakomicie potwierdza że zespół stroni od totalnej kalki Running Wild i słychać że mają swoją interpretacje, a to się ceni. Na płycie mamy jeszcze dwa znakomite przeboje w postaci „Camelot” i melodyjnego „Myths And Legends”.

Jedna z najlepszych polskich kapel i to z możliwością zwojowania zagranicznego rynku muzycznego. Arondight czerpie z Running Wild, ale daje też coś od siebie, co dało w efekcie bardzo radosną, pozytywną muzykę, która jest urozmaicona, pełna szczerości, pomysłowości. Płytę słucha się lekko i przyjemnie, a każdy utwór to prawdziwa uczta dla maniaków melodyjnego grania i mam tutaj na myśli nie tylko Running Wild. Zespół ma status aktywny, więc pozostaje nic tylko czekać na jakiś nowy materiał, który będzie równie ciekawy co ten na „Myths and Legends”. Gorąco polecam.

Ocena: 9/10


3 komentarze:

  1. Zdecydowanie jedna z najlepszych płyt na krajowym rynku. Do tej pory jak słucham zachodzę w głowę jak to możliwe, że nie podbili sceny metalowej. Refreny po prostu kopią dupsko i sprawiają, że człowiek nie może się oderwać od tych kawałków :) Mam jeszcze 2 demówki bandu, jedna z innym wokalistą (duuużo słabszym). Ostatnie info od zespołu miałem prawie rok temu, coś tam klecili, kilka nowych utworów, ale nie wydaje mi się aby szybko (jeśli w ogóle) to zarejestrowali... Dargor teraz pogrywa w Krusher i jak patrzę na fejsową stronę Arondight nie figuruje już w składzie :( Gość był takim motorem napędowym dla zespołu.

    OdpowiedzUsuń
  2. aaa no i jeszcze Schizator też nie figuruje w składzie na stronie facebooka, to już byłaby tragedia...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z oceną i treścią tekstu, sam popełniłem kilka lat temu reckę tej płyty dla jednego z większych portali. Szkoda, że im się tam ostro popaprało ze składem etc bo już byśmy zapewne cieszyli się z kolejnej fajnej płyty.

    OdpowiedzUsuń