Kiedyś przyjdzie dzień,
że ze sceny zejdą wielkie uznane kapele i to właśnie młode
kapele będą musiały przejąć na swoje barki misję podtrzymywania
żaru power metalu. Jak się rozejrzymy to główny dostawcą
młodych ambitnych zespołów są głównie Niemcy,
Szwecja czy właśnie Finlandia. To właśnie stamtąd pochodzi młoda
i dopiero co rozpoczynająca karierę kapela o nazwie Gloriam Dei.
„The Covenant” to ich pierwszy album i ciężko mówić o
tym wydawnictwie w kategoriach debiutu, bo jest to zbyt dojrzałe i
przemyślane. Zespół postawił poprzeczkę bardzo wysoko i
śmiało może już konkurować z najlepszymi zespołami.
Najciekawsze jest to, że tematycznie nie opowiadają o rycerzach,
szatanie czy piekle, a wręcz przeciwnie o Bogu, Jezusie i
chrześcijaństwie. Nie każdemu musi to pasować, ale w tej
kategorii jest to jeden z najlepszych zespołów ostatniej
dekadę. W końcu pojawił się ktoś, kto podołał zadaniu i wie
jak wykorzystać świetną muzykę by opowiadać o chrześcijaństwie.
Gloriam Dei obrał sobie
za cel granie melodyjnego power metalu nawiązując do wielu
klasycznych bandów. Tak więc można doszukać się w ich
muzyce wpływów Celesty, Excalion, Gamma Ray, Royal Hunt,
Axxis, choć najwięcej w tym wszystkim Leverage. Ten zespół
ma w sobie potencjał, bowiem nie boi się wyzwań i wie jak
urozmaicać swoją muzykę. Nie brakują elementów rockowych,
progresywnych, neoklasycznych, czy też stricte symfonicznych. Sporą
elastyczność zespołowi zapewnia klawiszowiec Johannes, który
nadaję całości niezwykłej melodyjności. To dzięki niemu płyta
ma takie tajemnicze brzmienie i brzmi tak świeżo i nowocześnie.
Samo brzmienie i produkcja płyty jest taka krystalicznie czysta.
Wszystkie dźwięki są takie przejrzyste i pełne baśniowego
klimatu co ma całkiem udany efekt. Jarmo i Sami Asp stworzyli zgrany
duet, który się uzupełnia. Ich współpraca jest taka
przejrzysta, magiczna i emanuje pozytywną energią. Każdy motyw
gitarowy jest tutaj po prostu lekki, przyjemny i pełen magii. Mamy
spory wachlarz gatunków i właściwie gitarzyści zabierają
nas w różne rejony melodyjnego grania. Niezłe urozmaicenie i
możliwość przyciągnięcia szerszego grona słuchacza. Udany
chwyt. Sami to również utalentowany wokalista, który
śpiewa bardzo techniczne i bardzo melodyjnie. Jego głos to taki
brakujący element, bez którego Gloriam Dei nie był taki
niezwykły, byłby kolejny klonem jakiegoś znanego zespołu. Na
szczęście tak nie jest. „Bethlehem” to jeden z
ciekawszych otwieraczy jaki słyszałem w tym roku. Jest niezwykle
melodyjny, pełen pozytywnej energii. Utwór jest pomysłowy,
choć jest tutaj nawiązanie do wielu znanych kapel. Zespół
nie zapomina o tradycji i swoich korzeniach, co słychać choćby w
klawiszach jak i formułowaniu kompozycji. To wszystko jest zagrane
tak perfekcyjne, że aż dziw bierze że to ich pierwszy album. Tak
się gra melodyjny power metal z polotem i bez zahamowań. Tak zespół
potrafi nas zabrać do nieba, która ma być naszym azylem,
krainą szczęścia i relaksu. To nam zapewnia lekki, nieco rockowy
„Treasures of Heaven”.Neoklasyczny power metal
wybrzmiewa znakomicie w rozpędzonym „Sins of the world”,
który jest prawdziwym pokazem mocy i potencjału bandu.
Energiczny i pełen wigoru „Rest in You” to dobry
przykład, że zespół sporo czerpie z Leverage czy Excalion.
Nutka progresji i rockowego feelingu pojawia się w lekkim i
urozmaiconym „11 000”. Gloriam Dei potrafi
podziałać na nasze zmysły i emocje, a najlepiej im to wychodzi
przez takie klimatyczne i dość spokojne kompozycje jak „The
Covenant”. Bardzo udana i łapiąca za serce ballada. Stary
dobry Axxis wybrzmiewa w hard rockowym „Blindman”.
Zespół potrafi też stworzyć utwór pełen
symfonicznego charakteru i taki właśnie jest podniosły „Jokainen”.
Warto tutaj jeszcze wyróżnić rozbudowany i pełen różnych
smaczków „Look to the Cross” czy przebojowy
„We will see Again” z ciekawie wprowadzonymi
klawiszami.
Tak o to rodzi się nam
nowa gwiazda. Gloriam Dei ma szanse namieszać w tegorocznych
zestawieniach swoim debiutem. Pokazali że mają talent, wiedzą jak
go wykorzystać i nagrali album niemal perfekcyjny. Soczyste
brzmienie, chwytliwe melodie, atrakcyjne popisy gitarowe i niezła
dawka przebojowości. To jest właśnie to co sprawia, że „The
Covenant” to prawdziwa petarda w swojej kategorii. Chrześcijański
power metal nie cieszy się wielkim zainteresowaniem i teraz to chyba
się zmieni. Póki co jeden z najlepszych debiutów 2015
jeśli nie najlepszy. Polecam!
Ocena: 10/10
Ciekawy wpis, bardzo merytoryczny :)
OdpowiedzUsuń