W roku 2008 na rynku
pojawiło się wiele ciekawych płyt, ale nie brakowało tych również
intrygujących. Jako fan power metalu nie mogłem odpuścić premiery
debiutanckiego albumu hiszpańskiej formacji Cain's Dinasty. Ich
„Legacy of Blood” był ciekawą mieszanką power metalu z nutką
metalcoru. Czułem się tak jakby słuchał mieszanki Bullet For My
Valentine i Bloodbound. Zespół pokazał się z dobrej strony,
a ich atutem okazał się młodzieńczy styl, próba stworzenia
własnego stylu, a także tematyka związania z wampirami,
romantycznością czy mrocznym fantastyką. Album tętnił swoim
życiem, a spora dawka przebojowości i dobrze dobranych melodii
napędzała ten krążek. „Madman, witches and vampires” był
znacznie słabszy w swojej konwencji i w niczym nie przypominał
debiutu. Teraz po 5 latach zespół powrócił z nowym
wydawnictwem. „The Hollow Earth” to najlepsze co stworzył
zespół. To jest power metal jaki chce się słuchać, a sam
zespół wspiął się na wyżyny.
To już nie ten sam band
i to nie podlega dyskusji. Ze starego składu został wokalista Ruben
Picazo. Pozostali muzycy wnieśli świeżość i nowe pomysły do
kapeli. Cains Dinasty zyskał na jakość i teraz brzmi nie tylko
młodzieżowo, ale ma też w sobie więcej z klasyki. Mocne,
zadziorne i nieco młodzieżowe brzmienie podkreśla to na co tak
naprawdę stać zespół. Co zmieniło się przez te lata
nieaktywności? Ruben rozwinął się wokalnie i jego głos brzmi
naturalnie, bardzo melodyjnie. Sprawdza się w agresywnych
kompozycjach jak i w tych typowo power metalowych. Leal/ Ramirez to
nowy duet gitarzystów tej hiszpańskiej formacji i sprawdza
się idealnie. Panowie rozumieją się i uzupełniają się niemal w
każdej sytuacji. Dlatego riffy są mocne, zagrane z polotem,
lekkością i mają w sobie prawdziwego kopa. Każda partia gitarowa
łatwo wpada w ucho przez melodyjność. Dodatkowo wszystko jest
zagrane z naciskiem na technikę i urozmaicenie. Nie sposób
nudzić się przy takiej muzyce. Szkoda tylko, że materiał trwa 36
minut i to jest jeden z nie wielu minusów. Zaczyna się
agresywnie i z wykopem. „The Grey Ones” ma w sobie
coś z Bullet For My Valentine, ale też z ostatnich płyt
Bloodbound. To jest właśnie Cains Dinasty jaki chce się słuchać.
Jest energia, szybkość, przebojowy refren i dynamiczny refren.
Rasowy przebój, który tylko zaostrza apetyt na resztę
utworów. Dalej mamy 6 minutowy „The roots of mankind”
który pokazuje, żę zespół potrafi grać bardziej
progresywnie i bardziej nowocześnie. Jeszcze inaczej brzmi „Two
fools againts the world” w którym jest klimat
bardziej country czy też balladowy. Ciekawa kompozycja, z ciekawym
stylem, ale nieco odbiega od całości. Gitary soczyście brzmią w
rozpędzonym „Screaming Lungs”, który ma coś
z Gamma Ray. Kolejny wielki hit zespołu i pokazuje tylko jak w
szczytowej jest Cains Dinasty. Nutka Iron maiden czy Manowar pojawia
się w bardziej epickim, rycerskim „St John 6:12”.
Z kolei spokojny i klimatyczny „The last song”
przypomina kultowe ballady Blind Guardian. Kwintesencja power metalu
i stylu Cains Dinasty to właśnie tytułowy „The Hollow
Earth”. Sporo dzieje się w tym 9 minutowym utworze i na
takie kolosy warto czekać.
Wielkie przebudzenie
hiszpańskiej formacji po 5 latach i powiem Wam, że warto było
czekać na nowe wydawnictwo Cains Dinasty. Nowy skład, nowe
spojrzenie na ich styl, a także na to jak powinien brzmieć świeży,
młodzieżowy power metal. To jest właśnie to i śmiało można
mówić o ich najlepszym albumie, który zadowoli fanów
choćby takich kapel jak Bloodbound czy Gamma Ray. Polecam.
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz