Pamiętam te czasy kiedy
mieliśmy do wyboru wiele różnych albumów power
metalowych i o to różnych stylizacji. Rok 2015 jest na swój
sposób rokiem który znów pokazuje różne
formy power metalu i naprawdę jest w czym wybierać. Ostatnio
brakowało mi power metalu w stylu Rhapsody, Hamerfall, czy Dionysus.
Jednym z takich zespołów, który gdzieś zmieszał te
zespoły jest Gloryhammer. Dobrym kompanem dla tej formacji jest też
austriacki Dragony. Kapela w 2011 r błysnęła naprawdę solidnym
debiutem w postaci „Legends” i teraz po 4 latach powraca z nowym
krążkiem. „Shadowplay” to dzieło kompletne i krok na przód
jeśli chodzi o Dragony. Dlaczego?
Zespół postanowił
się jeszcze bardziej rozwinąć i jeszcze bardziej dopracować swój
materiał jak i styl. Zespół dalej trzyma się epickiego
power metalu, w którym nie brakuje symfonicznych czy też
bardziej progresywnych smaczków. Słychać też progres i
pewne zmiany. Zespół jakby bardziej postawił na dynamikę,
na zróżnicowanie i na przebojowość. Skrzydła rozwinął
wokalista Samer, którego wokal jest bardziej przejrzysty i
słychać że pracował sporą nad techniką. Dzięki niemu kawałki
są podniosłe i mają w sobie sporo emocji. Kawał dobrej roboty
odwalają z pewnością również Simon i Andreas, którzy
odpowiadają za sferą gitarową. Co utwór to inny motyw, to
inna historia i inne rozplanowanie. Taki otwierający „Wolves
of The North” to taki europejski power metal z połowy lat
90 i taki hołd dla Rhapsody czy Dionysus. Dobrze wtrącone zostały
tutaj klawisze i same budowanie napięcie jest imponujące. Jeszcze
większa dawka power metalu i dynamiki jest w rozpędzonym
„Shadowrunner”, który jest jednym z
najlepszych utworów na płycie. Z kolei klimatyczny i spokojny
„The Maiden's cliff” zabiera nas do świata Blind
Guardian. Dragony przede wszsytkim na nowym albumie nie boi się
mieszać różne patenty i wzbogacać kompozycje pod względem
aranżacji. W takim „Warlock” mamy wręcz przepych,
ale fanom ostatniego albumu Blind Guardian czy starych płyt Rhapsody
może taka forma kompozycji przypaść do gustu. Na pewno plusem jest
to, że w takich kawałkach jak właśnie „Warlock” czy „Babylon”
że sporo się dzieje i nie ma mowy o nudzie. Nie brakuje prostych i
chwytliwych kompozycji co potwierdza to choćby „Dr. Agony”
czy nieco słodszy „Unicorn Union”. Jak sami
widzicie płyta jest naprawdę urozmaicona i nie ma mowy o kurczowym
trzymaniu się jednego motywu. Najbardziej kontrowersyjnym kawałkiem
na płycie jest nieco dyskotekowy „True Survivor”,
który jest coverem Davida Hasselhoffa.
Mimo pewnych słabszych
momentów, mimo tego że nie ma tutaj niczego odkrywczego to i
tak „Shadowplay” zasługuje na uwagę. Zwłaszcza tym albumem
powinni zainteresować się fani Rhapsody, hammerfall czy Blind
Guardian. Mamy tutaj nacisk na podniosłość, epickość i
zróżnicowane motywy. Jest szybkość i wiele urozmaiceń w
samej stylizacji co chroni album przed monotonią i utartym
schematem. Solidna płyta, która nie zawiedzie słuchaczy,
którzy gustują w takich klimatach.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz