środa, 20 stycznia 2016

HOLOCAUST - Predator (2015)

Dzieckiem NWOBHM jest bez wątpienia brytyjska formacja Holocaust, która w latach 80 stworzyła swój własny, nie powtarzalny styl, który zainspirował kolejne pokolenie muzyków. Wystarczy przejrzeć katalog Gamma Ray czy Metallica. Ta formacja powstała w 1977 r i nagrała wiele ciekawych albumów, które tylko potwierdziły klasę zespołu. Potem różnie to z nimi było, ciężko było doczekać się kolejnych albumów, a przecież końcówka lat 80 była burzliwa dla zespołu. Ostatnie wydawnictwo ukazało się w 2003 r. „Primal” nie był szczytem ich możliwości, więc wciąż fani czekali na jakiś konkretny album ze strony Brytyjczyków. 12 lat przyszło czekać na 8 wydawnictwo grupy i „Predator” zasługuje na uwagę zwłaszcza jeśli pamiętamy stary dobry Holocaust.

To już nieco inny zespół. Ze starego składu został właściwie John Mortimer, który pełni rolę gitarzysty i wokalisty. Słychać, że lata wpłynęły na jakość wokalu Johna, ale to wciąż Holocaust taki jaki znamy z lat 80. Nowa sekcja rytmiczna tknęła troszkę życia w muzykę brytyjskiej formacji. Niby lata upłynęły a wciąż zespół pozostał przy swoich cechach, wciąż stawiają na mroczny klimat, na mocne, nieco ponure riffy i zadziorność. To wciąż się sprawdza, zwłaszcza kiedy dany wypełnia nutka przebojowości. Płyta nie jest perfekcyjna, bo są momenty kiedy słychać niedopracowanie i brak zdecydowania ze strony muzyków. Mroczna okładka nasuwa album death/black metalowa co wcale nie współgra z tym co słyszymy. Klimat rzeczywiście jest taki jak na okładce, ale muzyka nie jest ponura i bez wyrazu. Mamy bowiem liczne chwytliwe melodie i proste riffy, które wpadają w ucho. Dobrze to odzwierciedla nieco toporny „Predator”, który otwiera album. Bardziej klasyczny wydźwięk ma „Expander”, który ma nutkę hard rockowej maniery i mamy tutaj większej ilości NWOBHM. Właśnie taki Holocaust fani kochają. Jednym z ciekawszych kawałków na płycie jest „Lady Babylon” przesiąknięty Black Sabbath i Angel Witch. Marszowe, ponure tempo sprawdza się idealnie w tym kawałku. Płytę ożywia z pewnością ostrzejszy „Shiva”, który przypomina klasyczne kawałki Holocaust. Jest to też przykład, że na krążku roi się od dobrych riffów, ale wszystko jest jakieś ospałe i bez takiej ikry. Brakuje takiej lekkości i przekonania muzyków. Solidnym kawałkiem jest też „Revival”, ale najciekawiej wypada pogodny „Shine out”, który jest przykładem rasowego przeboju. Szybsze tempo, mocniejszy riff i już utwór zyskuje na jakości.

Holocaust powrócił i może nie zawiódł, ale świata też nie rzucił na kolana swoim nowym albumem. Słychać, że jest to ten znany nam dobrze band grający NWOBHM, choć już swój blask jakby nieco stracił. Grają solidny heavy metal z domieszką NWOBHM i właściwie nic ponadto. Fani heavy metalu lat 80 i samego Holocaust powinni zaznajomić się z tym wydawnictwem. Warto.

Ocena: 6.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz