środa, 8 lutego 2012

ANTICHRIST - Forbidden World (2011)


Patrząc na poczynienia większości kapel thrash metalowych zarówno tych określanych mianem wielkich, czy tez weteranów jak i tych młodych to ma się wrażenie że ktoś jakby odciął im jaja zabierając tym samym ich agresję, jad i całą tą niespożytą energię. Jasne, że i od tej reguły znajdziemy wyjątki. Jednym z nich nie będzie młodziutki ANTICHRIST wywodzący się ze Szwecji. Założona w 2005 r formacja po licznych demach w końcu w 2011 roku wydała swój debiutancki album „Forbidden World” który diametralnie podbił serca słuchaczy. A to z tego względu że mało który młody zespół gra z taką z pasją i z takim oddaniem tradycji. ANTICHRIST łączy w sobie agresję kapel z Bay area z niemiecką szkołą thrash metalu. Słychać na tym albumie odnośniki do EXODUS, KREATOR,SLAYER, DESTRUCTION, czy MORBID SAINT. To wyjaśnia kwestię tego że zespół nie odkrywa ameryki, nie wnosi niczego nowego do gatunku, ale odświeża formułę, interpretuje ją na nowo i to musiało porwać tłumy. Brzmienie też idealnie zostało dopasowane do całości i innych elementów, bo zrezygnowano z krystalicznego, dopieszczonego technicznie brzmienia na rzecz, nieco przybrudzonego, takiego można rzec w stylu lat 80/90. Nazwa zespołu i styl grania jest adekwatny do warstwy lirycznej która porusza się wokół zła, okultyzmu, przemocy i ciemności. Fenomen muzyki ANTICHRIST polega na tym, że potrafią sprzedać mimo tej brutalności, mimo tej dzikości, atrakcyjne melodie, atrakcyjne dla słuchacza solówki, które są finezyjne, rytmiczne i pełne wyczucia, co tym samym zbliża jej do łagodniejszych odmian metalu, takich jakich choćby speed/ power/ heavy metal. I to jest największy atut ANTICHRIST i ich debiutanckiego albumu.

Otwierający „Dark Sorcery” byłby kolejnym rozpędzonym utworem, który pędzi nie wiadomo gdzie, bez jakiś hamulców i rozkładu jazdy. A tutaj jest harmonia w tym wszystkim. Bo pod powierzchniową powłoką w postaci dynamiczności, niezwykłej szybkości i brutalności jest ukrywa się drugie oblicze zespołu, ich druga twarz którą można utożsamiać z melodyjną, łagodniejszą odmianą metalu, czy to power czy to speed metal. Duża w tym zasługa duetu gitarzystów Runessona/ Forsulnda, którzy potrafią coś więcej niż tylko grać szybko i ostro. I choć zespół nie grzeszy oryginalnością, ani tym bardziej zróżnicowaniem to jednak potrafi zaciekawić słuchaczy drugim niemal podobnym utworem do pierwszego. Na czym polega trick, że „Militia of Death” jednak nie usypia? Atrakcyjność i pomysłowe rozwiązanie co do partii gitarowych i to one wg mnie zapewniają rozrywkę słuchaczowi, nawet jeśli utwór jest bliźniaczo podobny do wcześniejszego. Ta sama reguła tyczy się „Torment In hell” i zobaczcie że wystarczyło tylko wplatać w to wszystko taki speed/ heavy metalowy motyw gitarowy odegrany jakby w szybszej wersji. Do tego prosty i przejrzysty refren, który oddaję do bólu styl KREATOR. I kto by pomyślał, że pomiędzy mięsem armatnim znajdzie się miejsce na balladę. Co z tego, że krótką, co z tego że instrumentalną, ale wolny kawałek to jednak wolny kawałek. Nie narusza ona konstrukcji płyty, ani jego poziomu. Tak więc” Forbidden World” to chwila odpoczynku przed kolejną dawką ostrego thrashu. W dalszej części narzucone wcześniej podtrzymuje melodyjny „Victims Of the blade” z energiczną solówką, czy też brutalny „Sign Of the beast” ukazujący agresywniejsze oblicze wokalisty Stekena, który tutaj odszedł na chwilę od śpiewania w stylu Schmiera na rzecz Mille Petrozzy. W takim stylu jest tez utrzymany „Death rays” czy też zamykający „Terror Dimension”, a więc szybkie killery górą. Ale na tym nie kończy się album „Forbidden World”. Atrakcyjną tego albumu wg mnie są dwa kolosy, które ukazują nieco ambitniejsza stronę zespołu. Pokazuje, że można stworzyć 8 minutowy utwory, które nie nudzą, które złożone są z licznych atrakcyjnych, bardziej wyszukanych motywów i linii melodycznych. Taki właśnie jest mroczny „Necropolis” i instrumentalny „Minotaur”, który jest wg mnie najlepszym przykładem, że zespołowi są w głowie melodie wyjęte wręcz z konwencji heavy/speed / power metalowej. Ileż tutaj motywów godnych samego IRON MAIDEN. I wszystko to przeniesione do thrash metalu.

Płyta na pewno spełni kryteria i wszelkie zachcianki fanów ostrego, dynamicznego thrash metalu z lat 80/90 i chyba nie tylko. „Forbidden World” i zespół ANTICHRIST to nadzieja thrash metalu na lepsze jutro i dowód na to, że można grać bezkompromisowo, bez tej marketingowej komercji. Brać w ciemno. Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz