środa, 8 lutego 2012

ASGARD - Dark Horizons (1989)


Kto nie zna przypadku kiedy dana nazwa właściwie może być powielana po kilka razy? Takiej osoby chyba nie znajdziemy w swoim otoczeniu. I moim przykładem niech będzie tym razem nieco daleko wyszukana nazwa kapeli, aczkolwiek bardzo dobrze brzmiąca i łatwo wpadająca w ucho, a mianowicie ASGARD. I teraz jedyne pytanie jakie powinno powędrować w kierunku mojej osoby jest” ale którym ASGARD mowa””? I to jest niestety prawda moi drodzy, wystarczy odpalić internet włączyć metal archives i tak o to wyskoczy nam kilka zespołów sygnowanych tą nazwą. Każdy z innego rejonu i właściwie każdy grający inny rodzaj muzyki heavy metalowej. Przedmiotem moich przemyśleń jest kolejny mało znany niemiecki band który właściwe zostawił po sobie wyłącznie debiutancki album, który zaliczyć można do dobrych, solidnych albumów. ASGARD został założony na początku lat 80, a w 1986 roku ukazało się pierwsze demo, a na pełny album przyszło poczekać 3 lata i tak w 1989 ukazał się „Dark Horzions”, będący odzwierciedleniem tego co się grało w tamtym czasie w Niemczech. A więc mamy do czynienia z typowym graniem dla tego kraju, gdzie dominuje wypadkowa stylu RUNNING WILD, GRAVE DIGGER, czy też FAITHFUL BREATH. Poniekąd z tym faktem wiąże się inny, a mianowicie taki, że tutaj w tym bandzie stawiał swoje pierwsze kroki basista Tomi Gootlich, który jest bardzo dobrym instrumentalistą. Nic więc dziwnego, że po wydaniu debiutu dołączył do GRAVE DIGGER.Reszta robi co do nich należy nie wykraczając poza poziom przyzwoitości. Nie robi na mnie większego wrażenia wokalista Olfa Dietzel, który ma coś Rock'n Rolfa czy też Chrisa Boltendahla. Podobnie ma się sprawa do momentami nieco topornych riffów, a także melodiami które brzmią czasami na tym albumie niczym jakieś odrzuty z wyżej wspomnianych zespołów. Szkoda, że w tym aspekcie zespół nie wycisnął nic więcej, bo tak sami strzelili sobie samobója ową odtwórczością. Przynajmniej brzmienie jest takie jak być powinno, nieco surowe, nieco przybrudzone, takie można rzec utrzymane w tradycyjnym niemieckim stylu.

Materiał solidny, ale ma momenty lepsze i te gorsze. Do tych najlepszych bez dłuższego zastanawiania zaliczam instrumentalne intro „Rainbow Bridge”, epicki, dynamiczny „Hereo's Tears” będący moją ulubioną kompozycją. A to choćby z tego powodu, że ma motorykę RUNNING WILD, ale oprócz tego łatwo wpadającą melodię i wszystko to co kocham w niemieckim heavy metalu. W przeciągu tych 8 minut zespół oferuje szybkie partie , jak i te bardziej wyważone, klimatyczne, nastrojowe. Ciekawe jest to że ten kolos potrafi być bardziej atrakcyjny niż nie jeden krótszy utwór na tym albumie. Podobne skojarzenia mam słuchając melodyjnego „Fighting' Em Back” , czy też bardziej topornych, bardziej zadziornych i nieco prostszych kompozycji jak choćby „Hungry Hearts”, czy tez „Riders Of The storm”. Do czołówki śmiało można wliczyć także przebojowy „Soldiers waltz” który został przyozdobiony atrakcyjną melodią stanowiący główny motyw, a także zapadającą solówką, która właściwie się wyróżnia na tle pozostałych. Ostatnim, ale nie najgorszym z tych mocnych punktów tego albumu jest nieco rock'n rollowy „The River”. Wszelkie próby dotknięcia wolnych klimatów, próby zmierzenia się z nastrojem tak jak choćby w „Dark Horizons”, czy „Back To you” kończyły się wg mnie tragicznie, bo ani wokalista nie był typem co pasuje do takiego grania, a próbując swoich sił w nieco wolniejszych klimatach zespół tylko odkrył wszelkie swoje nie doskonałości jak choćby brak pomysłów na kompozycje, kiepskie wyszkolenie muzyczne zarówno pod względem umiejętności instrumentalnych jak i kompozytorskich.

Oparcie swojej muzyki na sprawdzonych chwytach, wtopienie się w tłum, czyli w scenę metalową Niemiec tworzoną przez GRAVE DIGGER czy RUNNING WILD poniekąd pozwoliła zespołowi zaistnieć. Niestety ani muzycy, ani tym bardziej materiał nie był wstanie przebić się i wytrzymać presji ze strony konkurencji. Kolejny solidny niemiecki album heavy metalowy kierowany przede wszystkim do fanów wcześniej wspomnianych kapel. Ocena : 6.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz