niedziela, 19 lutego 2012

PRODIGAL SONS - On Our Last Day (2012)


Fani tradycyjnego heavy metalu na pewno powinny usłyszeć włoski PRODIGAL SONS który gra heavy metal oparty przede wszystkim na brytyjskiej tradycji spod znaku IRON MAIDEN, JUDAS PRIEST, ale można śmiało też doszukać się innych kapel jak choćby taki CRIMSON GLORY. Nie potrzeba długiej analizy, żeby poznać że to kolejna młoda formacja , która debiutuje, że jest to kolejny odtwórczy zespół, że właściwie można zapomnieć o jakieś rewolucji w gatunku. Jednak nie pozbawia PRODIGAL SONS nagrania dobrego heavy metalu. Od czasu założenia czyli 2005 roku minęło trochę czasu, który właściwie został zainwestowany w dema i mini albumy. Mamy rok 2012 i premierę pierwszego albumu zatytułowanego „On our last Day”. W tym roku już mieliśmy wydawnictwo z podobną muzyką, mam tu na myśli AXEVYPER i fanom tamtego albumu na pewno przypadnie do gustu i ta nowość. To co przesądza o tym, że krążek broni się mimo mało oryginalnej muzyce? Przede wszystkim dobrze sporządzone brzmienie, które oddaje klimat lat 80, jest nieco surowe, nieco mięsiste i podkreślające ową zadziorność partii gitarowych. Takie brzmienie idealnie się wpasowuje się w całą oprawę melodyjną albumu, z poszczególnymi riffami i solówkami. Skoro już wkroczyliśmy do kompetencji poszczególnych muzyków, to warto tutaj napisać kilka słów na ich temat. Zacznijmy od wokalisty Gabriela Tura, który może nie jest właścicielem najlepszego głosu, który może nie ma zbyt dużych możliwości, który nieco kuśtyka pod względem techniki, to jednak idealnie on komponuje się z tym zadziornym materiałem. Pierwsze skojarzenie to oczywiście taki Kai Hansen, który również nigdy nie był wielkim wokalistą, a potrafił poruszyć tłumy swoim wokalem i co ważne zawsze pasował do tego co gra i tu jest podobnie. Dalej mamy duet gitarzystów Folli/Galente, który spisuje się ze swojej roli. Dostarczają sporą dawkę energii i muszę przyznać, że nie można narzekać na brak zróżnicowania w aspekcie partii gitarowych bop są i szybkie partie, jak i te wolne, momentami melancholijne, momentami podniosłe. Sekcja rytmiczna również wywiązuje się ze swoich zobowiązań, a to wszystko zapewnia odpowiedni poziom muzyki, który odzwierciedla umiejętności muzyków.

Zespół ceni sobie melodie i chwytliwość, o czym można się przekonać za sprawą tajemniczego intra „1.9.8.4”. Nie trzeba się martwić właściwie o melodyjność, czy ostrość poszczególnych utworów, bo właściwie w każdej kompozycji można dostrzec coś pozytywnego. W takim „V” imponuje przede wszystkim melodyjny riff zalatujący nieco IRON MAIDEN, a także niezwykła dynamika. I choć jest to do bólu wtórne i przewidywalne to jednak słucha się tego nadzwyczaj dobrze. Horyzonty zostają poszerzone w melodyjnym, nieco rycerskim „Banquet To The Gods” gdzie początkowy riff zalatuje nieco CRYSTAL VIPER, czy też RUNNING WILD. Ogólnie kolejna porcja czystego heavy metalu. Nie wiele od tego stylu odbiega taki „Let Us Speak”, który jest przyozdobiony różnymi smaczkami jak choćby akustyczna gitara. Melodyjność na podobnym poziomie można usłyszeć w nieco stonowanym „Deception From Heaven”. Czego na owym albumie jest pełno to bez wątpienia kompozycji przekraczających 6 minut. Jednym z nich jest dynamiczny i urozmaicony „Zeus” o zabarwieniu IRON MAIDEN. Jednym z ostrzejszych i mroczniejszych momentów na płycie jest „The Sacred Land”, który jest kolejnym mocnym punktem na albumie. Udanie wyszła konfrontacja wolnego tempa z szybszym. Nieco inny wydźwięk ma taki „I Dream Of Hope”który jest bodajże najbardziej progresywnym kawałkiem na płycie i najbardziej złożonym, gdzie również sporo patentów IRON MAIDEN. Całość została uzupełniona o balladę „On our Last day”, który niczym nie zaskakuje oraz cover CRIMSON GLORY, czyli „Red Sharks”.

Jak na debiutancki album to muszę przyznać, nie ma co narzekać otrzymaliśmy kawał porządnego heavy metalu. I choć nie ma w tym za wiele oryginalności, to jednak potrafi zapewnić miły czas w obecności przyjemnych dla ucha melodii, ostrych riffów. Pytanie tylko, jak długo zespół będzie grał taką muzykę w takim stylu? Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz