piątek, 24 lutego 2012

MAD MAZE - The Frames Of Alienation (2012)


Fani old schoolowego thrash metalu wzorowanego na dokonaniach takich kapel jak EXODUS, TESTAMENT czy też OVERKILL mogą zapoznać się z debiutującym w tym roku włoskim MAD MAZE. Od czasu powstania i pierwszego mini albumu minęły zaledwie dwa lata i już możemy się delektować w pełni debiutanckim albumem „The frames of Alienation”. Zespół żeby w jakiś sposób przyciągnąć słuchaczy przed odtwarzacze postawił na klimatyczną okładkę zrobioną przez weterana muzyki thrash metalowej Eda Repkę. Tak okładka oddająca w pełni jego styl i to w dla jakich bandów rysuje. Okładka mogła zwiastować bardzo energiczny i agresywny album, cóż jest to średnia krajowa, jest wszystko zagrane z odpowiednim wyważeniem między agresją, a dynamiką, ale to wszystko jest utrzymane w granicach rzemiosła i dobrego poziomu, bez możliwości wyrwania się z owej pułapki w jaką zespół się w pakował. Nawet gdy weźmie się pod uwagę czysto techniczne umiejętności muzyków to znów sprowadza się wszystko do jednego, że rzemiosło to coś co charakteryzuje ten zespół. Grać potrafią i to całkiem przyzwoicie, bo pojawią się ciekawie zaaranżowane utwory, jakieś poruszające melodie, ale ostatecznie to wszystko brzmi w stylu jakiego pełno jest na rynku i czasami o wiele ciekawiej podanego. Co z tego że wokalista Alberto Dettorii krzyczy, zdziera gardło, kiedy nie przedkłada się to na efekt i finalnie wychodzi z tego nic specjalnego. Również mało zachwycające są partie gitarowe, ale jeśli już miałbym być tu sprawiedliwy, to właśnie ten element najbardziej okazale się prezentuje na tym albumie.

No gdyby nie ostrość i dzikość gitar to wiele na atrakcyjności straciłby taki otwieracz „Walls Of lies” który nic specjalnego nie prezentuje, ale dynamicznie poprowadzona sekcja rytmiczna i nieco ostrzejszy riff zapewniły całkiem udaną rozrywkę. Również sekcja rytmiczna i bardziej melodyjnie rozegrane partie gitarowe przesądziły o atrakcyjności „Sacred Deceit” , który bez tego byłby gniotem. „Mad Maze” to kolejna dynamiczna kompozycja, jakby bardziej zadziorna i jej atutem bez wątpienia jest krótki czas trwania. Szczerze uczucie monotonności i znudzenia zaczyna się dość szybko objawiać i to pasmo nie przerywa instrumentalna ballada w postaci „Beyond”. Jednym z najlepszych utworów na albumie jest bez wątpienia nieco pokręcony, nieco bardziej złożony „Caught In The net” z ciekawie zaplanowaną aranżacją i cała konstrukcja sprawia, że utwór brzmi bardzo atrakcyjnie. Wyróżnić można też w sumie taki „Mk-Ultra” gdzie dużą atrakcją jest dynamiczna i zróżnicowana sekcja rytmiczna, bardzo przyjemnie brzmi tutaj perkusja.

Wtórność i oklepane motywy to kiepski duet, który potrafi zniechęcić nie jednego słuchacza. No można byłoby przymknąć na to oko, gdyby kompozycje potrafiły czymś przekonać do siebie. A tutaj ani pomysłowość, ani wykonanie, ani umiejętności muzyków nie przekonują do końca. Jedynym elementem który jest tutaj na plus, to agresja i dynamika, szkoda tylko że służą one raczej do kamuflowania wszelkich niedoskonałości. Ocena : 4.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz