poniedziałek, 6 lutego 2012

WARRIORS - Warriors (1984)


Nazwa zespołu WARRIORS raczej kojarzy się z jakimś amerykańskim, rycerskim heavy metalem, aniżeli z serbską formacją grającą muzykę na pograniczu hard rocka, heavy metalu i glam metalu i oczywiście na przekór również z zapatrzeniem na kolegów po fachu z ameryki. Mam tu na myśli takie tuzy jak DOKKEN, RATT i poniekąd gdzieś DEF LEPPARD. Nawet kiedy patrzę na ładnie narysowaną okładkę, przesiąkniętą klimatem s-f to również na myśl przychodzi Ameryka. I tak o to mamy bardzo amerykański album serbskiej formacji założonej w 1983 roku. Choć tak naprawdę jeśli już mamy zagłębić się w aspekt historyczny zespołu to trzeba cofnąć się nieco wcześniej. Bo już w 1982 powstała formacja i to z inicjatywy wokalisty Dušan Nikolić i perkusisty Vicko Milatović działając pod nazwą RATNICI czyli serbski odpowiednik WARRIORS. I tak w 1983 roku pojawił się mini album „Love Machine” gdzie skład był nieco z mieniony i zasilony przez dwóch amerykańskich muzyków i w takim też nagrano album „Warriors”. Skoro mamy styl zakorzeniony w amerykańskim hard rocku/ heavy metalu to tym bardziej nikogo nie zdziwi, że mamy ciepłe, czyste brzmienie, które uwypukla przede wszystkim wokal Dusko Nikkolic, który potrafi otulić swoim ciepłem i rozgrzać serce słuchacza, ale potrafi krzyknąć, wyciągnąć wysokie rejestry trzymając się kurczowo stylu pasującego do tła, które mu towarzyszy. Znaczącą rolę odgrywają też w muzyce WARRIORS chórki, czyli tak jak przystało na amerykański band. Na drugi plan właściwie zostaje zepchnięty duet Douglass Platt/ Zoran Konjevic, który raczej skupia się na prostych, łatwo wpadających partiach, chwytliwych melodiach, aniżeli na skomplikowanych, bardziej złożonych melodiach, a także na jakiś wirtuozerskich popisach gitarowych. Pompatyczna, momentami jednostajna sekcja rytmiczna tylko podkreśla że mamy do czynienia z przystępną dla słuchacza muzyką i co ciekawe myślę, że jest to muzyka ukierunkowana nie tylko na odbiorców słuchających takiej muzyki na co dzień, śmiało mogą sięgać też osoby, które nigdy nie miały stycznością z taką muzyką, wszystko zagwarantowała poniekąd komercyjna otoczka całego materiału. To że jest to ciepłe, komercyjne granie, to nie oznacza, że mamy do czynienia z miałkim, rozlazłym graniem, gdzie wieje nudą. Przebojów goni przebój i w takiej muzyce jest to wręcz wymagane i bez tego daleko się nie zajdzie. Już na wstępie dostajemy ciepły otwieracz w postaci „Try again” który przemyca z każdego wcześniej wspomnianego zespołu pewne elementy. Jednak nie to jest ważne, ale sama pomysłowość i aranżacja, a te po prostu zachwycają. Nie tylko przebojowością, chwytliwością, ale lekkością i nie wymuszoną radością. I jak tutaj nie dać się porwać melodyjnemu przebojowi „You Keep on shinning” który bez ogródek nawiązuje do najlepszych dzieł DOKKEN. Tutaj również Dusko daje upust szaleństwu i energii która drzemie w nim. Nie brakuje też bardziej zadziornych kawałków jak choćby „Diana” gdzie jest kilka cech które oddają styl RATT. Oczywiście na albumie z taką muzyką nie mogło się obejść bez pięknej, nastrojowej ballady w postaci „Im begenning you” która przejawia się w popisie solowym gitarzysty oraz ciepłą, romantyczną linią wokalną. Z kolei najcięższe i najostrzejsze kompozycję na albumie stanowi koncertowy „Light it Up” czy też rytmiczny, przesiąknięty tajemniczym klimatem „God save the children”w którym idealnie zostało dopasowane szybsze tempo i ostrzejszy wokal. Pomysł na rytmikę, na partie gitarowe oraz całą linię melodyjną słychać w takim komercyjnym „Money Lover”. Na koniec zespół postawił na hmm taki nieco true metalowy „Carry On” który ozdobiony jest przede wszystkim znakomicie brzmiącym refrenem, który właściwie mógłby podbić bez problemu każdą stację radiową. Tak jak grali WARRIORS właściwie nikt nie grał w tamtym rejonie i także oni jako pierwsi głosili swoje przesłanie w języku angielskim. I choć album „Warriors” jest daleki od identyfikowania go z gniotem, słabością, choć wszystko zostało tutaj dopieszczone, choć mamy od początku do końca przeboje, choć muzycy mieli talent to jednak ich droga muzyczna szybko się zakończyła, bo bodajże w 1985 roku. I właściwie zespół umarł śmiercią naturalną, do której rękę przyłożyli słuchaczy którzy byli obojętni wobec takiej muzyki i właściwie brak zainteresowania z ich strony przyczyniło się że zespół musiał zwinąć interes. Szkoda, bo zespół miał potencjał jak mało który zespół. Ocena : 9.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz