niedziela, 3 czerwca 2012

MAVERICK - Natural Born Steel (2012)


Pamiętam jak kiedyś w ramach szperania po necie na trafiłem na japoński zespół heavy metalowy MAVERICK, który próbował sił w graniu pod MANOWAR czyli coś niczym niemiecki MAJESTY. Pamiętam że było to całkiem dobre granie, jednak nie powalało na tyle, żeby nie wiadomo gdzie o tym rozchwytywać. Kapela który została założona w 1992 r z inicjatywy Katsuhiko Hotta potem były liczne dema, koncertowanie i w końcu debiutancki album „Maverick” w 2005 roku. Teraz po 7 latach zespół wraca z nowym albumem o tytule „Natural born Steel” który niesie ze sobą pewne zmiany w sferze stylistycznej. Odejście od heavy metalu w stylu MANOWAR na rzecz power/heavy metalu w stylu IRON SAVIOR, THUNDERBLAST i żeby było to jeszcze bardziej zbliżony zaproszono do współpracy Pieta Sielcka z IRON SAVIOR w celu robienia chórków i zajęcia się produkcją albumu, więc jest sporo podobieństwa między tymi zespołami. Co ciekawe o samym albumie i zespole było cicho, tak więc nikt zbytnio nie zrobił szumu, a powinien choćby dla takich gości jak Kai Hansen, który udziela tutaj swojego niszczącego wokalu i miło słyszeć, że mój idol trzyma całkiem dobrą formą, ba lepsza niż na ostatnim mini albumie. Są zmiany i to dość ogromne w porównaniu do poprzedniego albumu i gdyby tak komuś to puścić bez podawania nazwy kapeli, zapewne nikt by nie powiedział, że to japoński MAVERICK, bo nie dość że stylistyka inna niż na poprzednim albumie, to w dodatku bardzo europejska. Brzmienie, okładka narysowania przez tego samego rysownika co robi okładki GAMMA RAY, no i materiał. Czy to jest zmiana na lepsze?

Wszystko zostało solidnie zrealizowane, jest moc, energia i to słychać niemal w każdej kompozycji. Miło słyszeć chórki w stylu IRON SAVIOR i przebojowość godną IRON SAVIOR czy GAMMA RAY co słychać już przy pierwszym kontakcie z „The God Inside” który przedstawia nowe oblicze zespołu i trzeba przyznać, nowa skóra MAVERICK podoba się bardziej aniżeli marne granie pod MANOWAR. Jest dynamit, energia, a wokal Hotta pasuje do takiej formuły prezentując nieco manierę takich wokalistów jak Hansen i nie jest to może liga światowa, ale śpiewa czysto i z przekonaniem, również gitarzysta Mitsura Yasuda w konwencji heavy/power metalowej radzi sobie co najmniej bardzo dobrze. Stawia on na ogień, dynamikę, zadziorność i przede wszystkim melodyjność. Ano właśnie melodie, przebojowy charakter to mocna strona nowego albumu. Najlepiej o tym aspekcie przekonują szybkie, rozpędzone, ostre power metalowe kompozycje jak „Mighty Pride” , zadziorny „Natural Born Steel” czy tez w końcu genialny, melodyjny „Iron Force” z niesamowitym występem Kaia Hansena, sama kompozycja to miks IRON SAVIOR i GAMMA RAY no i ten refren, czysty geniusz. Oprócz tego pojawiają się nieco bardziej stonowane kompozycje, przesiąknięte heavy metalem i oddające styl IRON SAVIOR znany nam z ostatniego albumu. Dobrze to odzwierciedla „I've Got To Be Free” czy też rytmiczny „Sign To Say Goodbey” z lekkim rockowym zacięciem. Oczywiście pojawiają się lżejsze kompozycje, które mają dać słuchaczowi nieco odpocząć słuchaczowi i tutaj mamy w tej kategorii nieco odstający stylistycznie ballada „Blessing The Last Time” który brzmi nieco nijako i chybiony tutaj z pomysłem na kompozycją. Również słabo się prezentuje „Aint Gonna Fall No More” gdzie ulatuje gdzieś tutaj energia i melodyjność, na rzecz mało atrakcyjnej papce rockowej. Smaczku dodaje też bojowy „Roaring Thunder” który najbliżej ma do debiutanckiego albumu. Jednak forma podania i sposób na rozegranie kompozycji brzmi o wiele ciekawej aniżeli na debiucie.

Warto było czekać 7 lat, bo zespół powraca z naprawdę bardzo dobrym albumem, który brzmi bardzo europejsko. Jest niemiecka solidność, jest przebojowość, hity które zapadają w pamięci, są znakomici goście jak Kai Hansen czy też Piet Sielck, który dodatkowo zadbał o produkcję albumu. Album prezentuje się naprawdę bardzo dobrze, może nie jest to odkrywcze granie, ale słucha się tego naprawdę bardzo dobrze i jedynie co można zarzucić to brak równego poziomu, bo są dwie słabsze kompozycje, które nijak się mają choćby do takiego genialnego utworu jak „Iron Force”.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz