piątek, 18 lipca 2014

OPERA MAGNA - Poe (2010)

A co powiecie na hiszpański zespół, który stara się przypomnieć nam stare dobre czasy Rhapsody czy Dark Moor? Zespół który gra mieszankę stylów, w którym jest miejsce na symfoniczny metal, power metal czy progresywny metal ? Cóż Opera Magna to specjaliści w takim graniu i mogą przyprawić was o mały dreszczyk emocji. Swoją wielkość zespół zaprezentował na ostatnim albumie zatytułowanym „Poe”, który można postrzegać jako album koncepcyjny, który oparty jest na twórczości Edgara Allana Poe. Przez wielu album okrzyknięty jednym z najważniejszych krążków roku 2010 i coś w tym jest.

Choć nie faworyzuje hiszpański język w metalu, to jednak sprawdza się on tutaj znakomicie. Przypomina to nieco twórczość Dark Moor, jednak to nie jedyny wzór, który naśladowali muzycy z Opera Magna. Wyobraźcie sobie, że zespół przypomina nam najlepsze lata Rhapsody, kiedy był klimat, podniosłość i coś więcej niż tylko nacisk na symfoniczny charakter. Zróżnicowanie i rozbudowane, złożone gitarzystów Mompo i Nula, które często ocierają się o neoklasyczny power metal przypomina do bólu Dark Moor. Choć jest też coś z Gamma Ray czy Angra. Jeżeli ma ktoś bzika na punkcie pięknych i finezyjnych solówek, to tutaj znajdzie sporo ciekawych motywów, które ukazują to co najpiękniejsze w power metalu. „El pozo y el péndulo” to kompozycja definiująca styl power metal. Mieszanka Rhapsody i Dark Moor, ale czy to ważne? Liczy się styl, wykonania i pomysłowość. Tutaj zespół zostawia konkurencję daleko w tyle. Więcej epickości, podniosłego wydźwięku uświadczyć można w melodyjnym „Un sueño en un sueño”, który też brzmi jak kompozycja autorstwa Rhapsody, tylko włoski język zamieniono na hiszpański. Nie brakuje power metalowych petard i wystarczy odpalić „La máscara de la muerte roja” i poczuć moc. Co ciekawe w tym utworze można wychwycić inspiracje Yngwie Malmsteenem. Zespół ze smakiem wykorzystuje neoklasyczne patenty i też bardzo łatwo gitarzyści radzą sobie z takim graniem. Riff tutaj to pierwsza klasa i taki power metal to prawdziwa magia. Dalej mamy szybki „El demonio de la perversidad”, który potwierdza, że wokalista Jose Vicente Broseta jest uzdolniony i można mówić o nim jak o drugim Fabio Lione. Śpiewa czysto, technicznie, emocjonalnie i jest w tym wszystkim moc, a nawet coś z operowego. Nie zabrakło na płycie bardziej rozbudowanych, utrzymanych w progresywnym charakterze kompozycji i tego przykładem jest „El entierro prematuro” czy epicki „Edgar Allan Poe” który trwa prawie 11 minut. Właściwie każdy utwór mógłby starać się o miano przeboju, zwłaszcza melodyjny i utrzymany w neoklasycznym stylu „La caída de la casa Usher ” .

Takie płyty jak ta to rzadkość. Nie często bowiem udaje się nagrać równy i na takim wysokim poziomie materiał. Często coś wychodzi nie tak. A to brakuje przebojów, a to melodie jakieś takie nie przemyślane, a to muzycy jacyś ospali, a to przesadzanie z kopiowaniem innych. Tutaj udało się dobrze wszystko wymierzyć i stworzyć wyjątkowy album, który porusza tematykę znanego pisarza, a mianowicie Edgara Allana Poe. To kolejny powód dla którego warto sięgnąć po ten krążek. Dla fanów melodyjnego power metalu i takich zespołów jak Gamma Ray, Rhapsody czy Dark Moor.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz