środa, 23 lipca 2014

SIXPOUNDER - Ruled By Anger (2012)

Trzech muzyków, których połączyła jedna pasja, jedna miłość i jeden cel. Nie znani do tej pory nikomu postanowili podzielić się swoim zamiłowaniem do thrash metalu z nami. Nie zamykajmy się na młode kapele, które szukają swojego miejsca na rynku. Wiem, że łatwo jest nam sięgnąć po kolejny album Overkill czy Testament, a znacznie ciężej odpalić płytę mało znanego zespołu z meksyku. O sixpunder, który powstał w 2007 roku słyszało zapewne garstka ludzi, a nie którzy zlekceważyli ich muzykę. Niesłusznie. Ich debiutancki album „Ruled by Anger” to jeden z najciekawszych debiutów roku 2012.

Wiele muzyków w thrash metalu widzi tylko agresywną muzykę, która porusza tematykę cierpienia, śmierci i mroku, czasami ocierając się o przyziemne kwestie. Jest to istotny czynnik, bez którego ciężko sobie wyobrazić ten gatunek heavy metalu. Jednak nie można tutaj zapomnieć o innych elementach jak choćby szybka sekcja rytmiczna, ostre riffy i zadziorny wokal. Często jednak zapomina się o ciekawych melodiach, o chwytliwych motywach, czy też o urozmaiceniu przez co wiele kapel przepada bez echa w gąszczu wielu podobnych rzeczy. Sixpounder wyróżnia się tym, że nie stara się na siłę odtworzyć lata 90, lecz stara się nam zaprezentować thrash metal naszych czasów. Tak więc, nie brakuje tutaj nowoczesnego brzmienia, nowego podejścia do tematu i bardziej technicznego wyrafinowania. Muzycy nie dają po sobie poznać że to ich debiut, co tylko potwierdza ich umiejętności. W pamięci zapada przede wszystkim wokalista Angelo, który dba o to, że nie brakowało mocy ani pazura na płycie. Nie grzeszy może techniką, ale oddaje charakter tej muzyki, a to jest najważniejsze. Skupmy się na zawartości. Płytę otwiera „Stand for All Life” i początkowo można wpaść w konsternację czy to faktycznie jest thrash metalowy album. Jak wkracza szybsze tempo to wszystko się wyjaśnia. Nie jest to kopiowanie Megadeth czy Slayer i zespół stara się odnaleźć swój charakter, a to zawsze jest doceniane. Sporo pracy włożył w aranżacje gitarzysta Eliasib, który w swoich partiach nie żałuje mocnych, agresywnych riffów. Na płycie roi się od przemyślanych i złożonych solówek. Słychać w takich utworach jak „Ruled by Anger” czy „Rise In terror” pasję i zamiłowanie nie tylko do thrash metalu ale i heavy metalu. Perkusista Daniel daje popis swoich umiejętności w „The Marksman”, który jest dość szybkim i rytmicznym kawałkiem. Zespół nie tworzy nic na siłę i wie kiedy skończyć, przez co płyta nie nuży się, a 35 minut zostaje dobrze zagospodarowane. Gdybym miał wskazać najszybszy utwór na płycie to bym wskazał bez wątpienia „The One”, który z jednej strony jest szybki i taki brutalny na swój sposób. To jednak można z drugiej strony doszukać się coś z NWOBHM czy heavy metalu. Całość zamyka „Became a Saint”, który znakomicie definiuje thrash metalu. Jest to też utwór nieco inny od pozostałych. Więcej rytmiki i zróżnicowania, a mniej przysłowiowego łojenia. To wszystko dobrze wróży jeśli chodzi o przyszłość formacji.

Meksykańska formacja pokazała, że sława i nazwa to nie wszystko. Liczy się też pasja i miłość do grania. Oni to mają i słychać, że czerpią z tego radość. Nagrali album treściwy, a przede wszystkim energiczny i od początku do końca przemyślany i godny zapamiętania. Jeden z najciekawszych debiutów w dziedzinie thrash metalu. Czekam na kolejne wydawnictwo tej formacji.

Ocena: 8/10

P.s Podziękowania dla Marrio Gallardo za umożliwienie posłuchania tej płyty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz