niedziela, 21 grudnia 2014

ORDEN OGAN - Ravenhead (2015)



Od samego początku przyklejono do niemieckiego Orden Ogan etykietę naśladowców stylu Blind Guardian czy Running Wild. Nic dziwnego, w końcu w ich muzyce słychać wpływy tych kapel i nie kryją tego. Z każdym kolejnym wydawnictwem, tylko utwierdzają nas w tym przekonaniu. Inną ciekawą kwestią w przypadku tej formacji jest to, że z każdym albumem poziom muzyki wzrasta i zespół stawia sobie poprzeczkę jeszcze wyżej. Najnowsze dzieło tj „Ravenhead” można śmiało uznać za jeden z ich najlepszych albumów, jeśli nie najlepszy. Nie, to nie są herezje czy ślepa miłość, to są fakty.

Przemawia za tym wiele czynników. Przede wszystkim Orden Ogan dalej zostaje wierny swojemu stylowi i właściwie rozwinął to co zaprezentował na znakomitym „To The End”. Jest w dalszym ciągu klimatycznie, melodyjnie, przebojowo. Jednak „Ravenhead” to album, w którym wszystkiego jest więcej niż na poprzednich wydawnictwach. Album jest pod każdym względem bardziej dojrzały i jeszcze bardziej dopieszczony. Brzmienie wykreowane przez speca od płyt Sodom czy Lucana Coil przesądziło o brudzie i agresywnym wydźwięku. Klimatyczna okładka autorstwa pana Marschalla, tylko podkreśliła jak zespół dba o szczegóły i ile pracy włożył, aby ten album był jak najlepszy w swojej kategorii. Fani Blind Guardian i Running wild już patrząc na okładkę, wiedzą że to jest coś dla nich. Orden Ogan postanowił też podkreślić siłę tego albumu poprzez znakomitych gości w postaci Chrisa Boltendahla i Joacima Cansa. Płyta sama w sobie jest bardziej przejrzysta, epicka i bardzo klimatyczna. Zespół nie zapomniał o przebojowości czy elemencie zaskoczenia. Zaczyna się typowo, bo od instrumentalnego intra. „Orden Ogan” zachwyca epickim klimatem i spokojnym charakterem. Dalej mamy już to do czego nas przyzwyczaił zespół czyli melodyjny power metal z wpływami Running Wild, czy Gamma Ray. „Ravenhead” to jeden z najlepszych kawałków tej formacji, która podkreśla ile dla tego zespołu znaczy duet gitarowy Seeb/Tobin. Dzieje się sporo i wystarczy się wsłuchąć w tą całą motoryką. Jest agresja, folkowy klimat, jest ciekawa melodia i bawienie się tempem. To musi się podobać. Album promował najciekawszy utwór w historii zespołu, a mianowicie „Fever”. Znakomita melodia rodem z Grave Digger, riff przesiąknięty Running Wild i refren zakorzeniony w stylu Blind Guardian czy Hammerfall. To jest właśnie to za co kocham Orden Ogan. Świetny przebój, który pokazuje jak zespół się rozwinął i jak wysoko zawiesił poprzeczkę tym razem. Nie zabrakło nowoczesności czy progresywności, które można uświadczyć w cięższym „The Lake”. Ciekawie wypada klimat grozy w „Evil Lies In every Man” i tutaj zespół starał się uzyskać bardziej power metalowy charakter co wyszło znakomicie. Słuchając płyty na pewno nie można pominąć agresywnego i mrocznego „Here at The End of The World”. Tutaj Orden Ogan zabiera nas w rejony Grave Digger i efekt jest powalający, zwłaszcza że gościnnie tutaj wystąpił sam Chris Boltendahl. Z kolei „ Sorrow is your Tale” z gościnnym występem Joacima Cansa zalatuje pod styl Hammerfall. No gdy gościnnie występuje sam wokalista Hammerfall to trudno uzyskać inny efekt. Jak przystało na Orden Ogan nie mogło też zabraknąć wpływów Blind Guardian, a te najlepiej słychać w balladzie „A reason To Give”. Bardzo klimatyczna i wciągająca ballada. Kto lubi stary Blind Guardian z czasów „Imaginations from The Other side” ten pokocha rozpędzony, power metalowy „Deaf among the blind”. Orden Ogan znakomicie się odnajduje w takim szybszym graniu i chciałoby się jak najwięcej takich petard na płycie. Całość zamyka nieco słabszy „Too soon”, który za wiele nie wnosi do tego wydawnictwa, ale można ten utwór potraktować jako takie outro.

Orden Ogan nie ma zamiaru zwalniać tempa w kreowaniu się na godnego następcę Blind Guardian i Running Wild. Po nagraniu 5 albumów szybko przedostali się do grona najlepszych kapel, który mogą zwojować metalowy świat. „Ravenhead” to najlepsze dzieło niemieckiej formacji, który zabiera nas w złote lata Running Wild i Blind Guardian. Nowa płyta jest energiczna, dojrzała i dopracowana pod każdym względem. Oby jak najwięcej takich albumów w roku 2015.

Ocena: 9.5/10

P.s Recenzja przeznaczona dla magazynu HMP

1 komentarz:

  1. Z płyty na płytę coraz lepsi :) Recka super z jednym "ale". Gdzie ty chłopie słyszysz tyle wpływów Running Wild ?? Gamma - tak, Hammerfall - tak, Guardian ?? - jak najbardziej, ale Running ?? To zupełnie inna bajka, ale w sumie każdy ma inny słuch :) niech Ci będzie :P Polecam teledysk do utworu "F.E.V.E.R", kawał dobrej roboty. Mimo horrorkowatego klimatu nie śmieszy (co niestety zdarza się za często przy heavy klipach).

    OdpowiedzUsuń