środa, 17 grudnia 2014

WIND ROSE - Wardens of The West Wind (2015)

Włoski Wind Rose ma za sobą całkiem udany debiut, ma już na koncie koncerty u boku wielkich kapel, a 10 lat doświadczenia potrafią wykorzystać na swoją korzyść. Jest to jedna z tych młodych grup, która specjalizuje się w symfonicznym power metalu z elementami progresywnymi czy też nawet folkowymi. Wind Rose nie kryje swoich inspiracji Rhapsody, Masterplan czy Orden Ogan, ale nie zamierzają żyć w cieniu tych kapel i próbują tworzyć własny styl. Najnowsze dzieło kapeli tj „Wardens of The West Wind” tylko to potwierdza, że zespół jest teraz jeszcze bardziej dojrzały i bardziej zmobilizowany do podboju rynku muzycznego. Jak to bywa w muzyce, drugi album nie powiela błędów poprzedniego wydawnictwa i wykazuje bardziej ciekawszy materiał. Tak też jest w przypadku Wind Rose. Na nowym krążku znajdziemy przede wszystkim sporą dawkę chwytliwych melodii, czy popisów gitarowych w wykonaniu Claudio. Jest pazur, klimat, jest energia i słucha się tego z zapałem. Siła tego albumu tkwi w tym, że riffy są przyozdobione klimatycznymi klawiszami, epickimi chórkami. Nie uświadczymy stagnacji i zapętlenie jednego motywu w kółko, tutaj zespół stara się by było zaskoczenie i żeby było słychać to bogate wykonanie. Okładka w pełni oddaje klimat całej płyty. Na płycie znajdziemy bojowy, rycerski power metal i mam tutaj na myśli epicki „Age of Conquest”. Często zespół przesadza z progresywnością, z mieszaniem tych różnych patentów, przez co później wychodzą takie kawałki jak „Heavenly Minds”, który jest nieco przekombinowany. Solidny poziom mimo tego wciąż zostaje utrzymany. Kto lubi szybkie granie, folkowy klimat i styl podobny do Orden Ogan ten z pewnością pokocha „The Breed of Durin”. Najciekawszym momentem na płycie jest marszowy „Skull and Crossbones” czy przebojowy „Rebel and Free”, w którym można doszukać się wpływów Blind Guardian czy Alestorm. Jasne, że są słabsze momenty jak choćby „Spartacus”, ale mimo tego album jest solidny. Najsłabszym ogniwem jest materiał, który ma kilka niedopracowanych kompozycji, również zbyt liczne eksperymentowanie nie działa na korzyść całej płyty. Fani jednak symfonicznego power metalu powinni tego posłuchać. Na pewno nie będzie to strata czasu.

Ocena: 7/10

P.s Recenzja przeznaczona dla magazynu HMP

2 komentarze:

  1. całkiem udany debiut? z oceną 2/10?

    OdpowiedzUsuń
  2. Niektóre płyty zyskują po jakimś dłuższym czasie. Tak też jest z Wind Rose. Debiut w tamtym czasie wydawał się słaby. Na tą chwilę dałbym ocenę 5.5/10 :P Nie jest to zajebisty krążek, ale ma swoje momenty:P Na pewno nowszy jest znacznie ciekawszy :D Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń