piątek, 8 stycznia 2016

FLESHGOD APOCALYPSE - King (2016)

Rok 2016 zaczął się już na dobre i początek nowego roku jest obiecujący. Jedną z najciekawszych premier na którą czeka wiele fanów jest „King” włoskiego Fleshgod Apocalypse. Czas przerwać milczenie i dać wyraźnie do zrozumienia fanom agresywniejszego grania, że jest to jedna z ważniejszych premier nowego roku. Nie trzeba być fanem death metalu, technicznego metalu czy symfonicznego grania, by odnaleźć się w świecie włoskiej formacji. Ich atutem jest to, że brzmią momentami jak septicflesh, Behemoth,czy Dimmu Borgir, ale wciąż nie stają się nijaką kopią tych zespołów, lecz przystają przy swoim. W końcu to już 4 albumy mają na swoim koncie, więc styl mają już dawno opracowany i dopieszczony. Teraz mogą jedynie go upiększać i urozmaicać. Ferenni odpowiada za podniosłość nowego albumu i „King” pod tym względem wręcz zadziwia. Jest podniośle, a same aranżacje są złożone i są naprawdę przepełnione bogactwem muzycznym. Z kolei Riccardi pełni rolę wokalisty i przez te lata przyzwyczaił nas do swojej mrocznej maniery wokalnej. Śpiewa agresywnie, ale stara się też brzmieć przy tym klimatycznie i mrocznie. Zdaje to egzamin. Jednak nowy album włoskiej formacji to przede wszystkim dojrzały materiał i naprawdę ciekawe rozwiązania, które momentami potrafią zaskoczyć. „Marche Royale” to tylko intro, a jednak potrafi wprowadzić w odpowiedni nastrój i zbudować napięcie. „In Aaternum” to prawdziwa petarda, w której krzyżuje się agresja, dynamika i podniosłość. Właśnie tak powinien brzmieć symfoniczny black metal na wysokim poziomie. Nie brakuje przebojów i to już pokazuje nam taki nieco epicki „Healing through War” czy melodyjny „The Fool”. Paoli i Trionfera stworzyli ciekawy duet gitarowy i słychać w ich grze pasję i miłość do death metalu czy symfonicznego metalu. Dobrze to odzwierciedla taki rozpędzony „Mitra” czy patetyczny „And the Vulture Beholds”. Zespół znakomicie radzi sobie z klimatycznymi kawałkami, gdzie trzeba wykreować mrok i ponury riff. Taki „Syphilis” to dobry przykład tego. Sam tytułowy „king” jest o dziwo spokojny i romantyczny. Odstaje od reszty, ale nie przedkłada się to na jakość albumu. „King” to dobrze wyważony album między death metalem i symfonicznym graniem. Dobry balans między emocjami i agresją. Jedna z ciekawszych premier roku 2016 na daną chwilą i jeden z najciekawszych krążków włoskiej formacji.

Ocena: 8/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz