niedziela, 31 stycznia 2016

IRON DRIVER - Prisoner of Time (2015)

Tradycyjny heavy metal w stylu Enforcer, Skull Fist czy Steelwing prosto z Rosji? Brzmi jak kiepski żart, ale Iron Driver to dowód na to, że jednak to się dzieje naprawdę. Zespół jest pod wielkim wpływem wczesnego Judas Priest i właśnie to jest ich celem. Starają się nam pokazać, że wciąż można grać jak Judas Priest na „British Steel” czy „Screaming for Vengeance”. Wokalista o pseudonimie Pasta brzmi właśnie jak młody Rob Halford. Może brakuje mu techniki, ale pasuje do tego co zespół gra. Siła tej kapeli tkwi w gitarzystach, którzy radzą sobie z tworzeniem riffów i solówek na styl Judas Priest. Nie ma w tym tyle gracji i takiej techniki, ale pasja i miłość do metalu jest, więc i efekt jest nie najgorszy. Śmiało można rzec, że debiutancki album „Prisoner of Time” to wspaniała wycieczka do lat 80 i wczesnego Judas Priest. Sama okładka przypomina już nam okładkę „Turbo” czy „Screaming for Vengeance” Judasów, zresztą podobnie jest z logiem zespołu. Jest ten kicz i prostota z lat 80. To sprawia, że pojawia się uśmiech na twarzy i bez większego zastanowienia chce się sięgnąć po wydawnictwo iron Driver. Muzyka jest w sumie również prosta i taka klasyczna jak okładka. Zespół nie kombinuje i nie stara się stworzyć czegoś własnego, raczej stara się iść przetartymi już szlakami. Nie jest to muzyka najwyższych lotów i tego trzeba być świadomym, jednak radość z odsłuchu jest. Początek w postaci „Eagle of Steel” jest dobry i tak właśnie powinno zaczynać się albumy. Po prostu z mocnego kopyta. „Speed” w rzeczy samej jest popisem szybkości i to taki nieco żywszy kawałek. Zespół ucieka się do speed metalowej motoryki i wychodzi im to na dobre. „Iron driver” to kompozycja utrzymana w klimatach Iron maiden, choć nie brakuje tutaj elementów hard rocka. Takim prawdziwym hitem na płycie jest bez wątpienia szybszy i chwytliwy „Harvester of Haze”, który pokazuje na co zespół stać. Klasyczny heavy metal lat 80 wybrzmiewa idealnie w lżejszym „Prisoner of Time”. Rosyjski band ani na chwilę nie rezygnuje z wzorowania się na Judas Priest. Całość zamyka dreszczowy instrumentalny kawałek w postaci „Smoke Through The Water”, który tak naprawdę wiele nie wnosi do całości. Materiał jest solidny i w miarę równy, przez co płyta naprawdę dobrze wypada w ostatecznym rozrachunku. Jednak traci jeśli ją zestawimy z innymi płytami z gatunku. W tym roku wyszło o wiele więcej ciekawszych płyt z tego kręgu, które brzmią świeżej i mają więcej wartościowych utworów. Na razie Iron Driver zaznaczył swoją obecność na rynku, a czas pokaże co z tego wyjdzie.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz