niedziela, 20 czerwca 2021

TIMO TOLKKI'S AVALON - The enigma birth (2021)

Timo Tolkki ostatnio dobry album wydał pod nazwą Symfonia czy Revolution Renaisance. Obecnie znany jest ze swojej metalowej opery Avalon, którą wydaje pod skrzydłami wytwórni Frontiers Records. "Return to Eden" był solidny i przywracał wiarę, że Timo wraca na właściwe tory. Teraz po 2 latach przyszedł czas na kolejny album w ramach Avalon. "The Enigma Birth" to swoista kontynuacja poprzednich płyt, to znów można zarzucić zbyt dużą komercję i mało heavy/power metalowego pazura, ale po kolei.

W składzie pojawiają się znani i doświadczeni muzycy.  Jest perkusja Marco Lazzarini, klawiszowiec Antonio Agate z Secret Sphere, a także basista Andrea Arcengeli. Do współpracy zaproszono tradycyjnie ciekawych gości i sprawiają, że płyta jest urozmaicona. Mamy tutaj od rasowego power metalu po hard rocka czy melodyjny metal.  Problem tkwi w tym, że jest kilka mocnych utworów, ale też sporo niedociągnięć i słabszych momentów, gdzie wdziera się nuda i komercyjność.

Na pewno zaskakuje tytułowy "The enigma birth", w którym błyszczy Pellek. Tak to jest Timo Tolkki z czego słynął Timo w okresie Stratovarius. Słychać ten charakterystyczny riff, ten klimat i power metalowy pazur. Bardzo świetny start i fanom tego zasłużonego gitarzysty na pewno się spodoba ten utwór. Niestety pierwszy wypełniacz to popowy wręcz "I just collapse". Przepraszam, ale ja tego nie kupuje. Zwyżkę formy Tolkiego mamy w killerze "Master of Hell", gdzie Raphael Mendes nadaje klimatu iron maiden, z kolei sama instrumentalna warstwa to znów stare dobre czasy Stratovarius. Więcej tego typu hitów poproszę. Nic dziwnego, że ten kawałek promował album. Pojawia się troszkę progresywnego metalu z okolic Evegrey w nowoczesnym "Beutiful Lie". Jest też lekki i melodyjny "Truth", który również ma choć trochę power metalowego zacięcia. Mamy dalej smętny i nijaki "Another Day", który nudzi swoją formułą. Jest znów Raphael Mendes w agresywniejszym "Beauty and war". Timo pokazuje w takich kawałkach, że potrafi jeszcze tworzyć hity na miarę tych z czasów Stratovarius. Bardzo dobrze się tego słucha i może następnym razem więcej kawałków tego typu i wszystkie partie wokalne powierzyć Mendesowi? To byłoby coś. Fabio Lione sieje zniszczenie w progresywnym "Dreaming", ale jest w tym wszystkim podniosłość i rozmach. Bardzo przemyślana kompozycja, która czaruje ciekawymi aranżacjami. Również dobrze Fabio wypada w rozpędzonym "Without fear" i znów dostajemy klasyczny power metal. Timo Tolkki jeszcze jednak nie zatracił swojego muzycznego geniuszu i stylu. Za to go kochamy.

Znowu mam problem z dziełem Timo Tolkkiego. Tak są mocne momenty i rasowe power metalowe killery, ale za dużo tutaj komercji i popowo-rockowych elementów, przez co płyta na atrakcyjności.  Solidny album z przebłyskami, który może zadowolić tak naprawdę fanów Timo Tolkkiego.

Ocena: 5.5/10
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz