poniedziałek, 8 grudnia 2025

TREAT - The Wild card (2025)


 Początki szwedzkiego Treat sięgają lat 80. Mimo upływu czasu, zmian trendów i pojawiania się nowych formacji, zespół konsekwentnie trzyma się swojego stylu, czyli melodyjnego hard rocka. Stawiają na lekki klimat, przebojowość i łatwość odbioru. Najnowszy album, zatytułowany „The Wild Card”, który ukazał się 21 listopada, to naturalna kontynuacja dotychczasowego brzmienia grupy. To kolejna solidna porcja melodyjnego hard rocka w wykonaniu Szwedów.


Płyta została wydana przez Frontiers Records, więc można było spodziewać się charakterystycznego, przebojowego i dopracowanego brzmienia. Jest lekko, melodyjnie i przyjemnie. Nie znajdziemy tu agresywnych riffów ani szalonych zrywów — całość jest raczej przewidywalna i momentami nieco schematyczna. Nie brakuje jednak solidnych partii gitarowych i wyrazistych melodii. Właśnie ten melodyjny, hitowy aspekt to największa zaleta „The Wild Card”.


Treat to przede wszystkim utalentowany wokalista Robert Ernlund oraz świetny gitarzysta Anders Wikström. Zespół jest zgrany, doświadczony i wie, jak tworzyć chwytliwe kompozycje. Kto lubi mieszankę pop rocka i melodyjnego hard rocka z wyraźnymi wpływami Def Leppard, Foreigner, Europe czy H.E.A.T, ten może śmiało sięgnąć po najnowszy album.


Materiał jest jednak trochę zbyt obszerny, a przez to nieco rozwleczony. Mimo to to wciąż dobrze skrojony hard rockowy krążek. Płytę otwiera zadziorny „Out with a Bang” — typowe, energiczne granie w stylu Treat. Piękne wejście klawiszy rozpoczyna dynamiczny „Rodeo”, w którym zespół pokazuje pazur, opierając utwór na bardziej agresywnym riffie przywodzącym na myśl dokonania Pretty Maids. „1985” czy „Endeavour” są już bardziej popowe i chwilami przypominają brzmienie Def Leppard. O wiele ciekawszy jest mocniejszy „Hand on Heart”, w którym zespół wypada zdecydowanie najlepiej.


Moim faworytem szybko został „Mad Honey”, utwór momentami nawiązujący do dokonań Deep Purple czy Def Leppard — rasowy przebój, wpadający w ucho od pierwszego przesłuchania. Dalej pojawia się lekki i melodyjny „Adam & Evil”, jednak pozostała część albumu zlewa się już nieco w jedną, mniej charakterystyczną całość. Na otarcie łez zostaje mocniejszy „One Minute to Breathe”.


Treat nie nagrał może najlepszej hard rockowej płyty 2025 roku, ale ponownie dostarczył solidny, rzemieślniczy materiał. Tym razem zabrakło jednak nieco świeżych pomysłów na cały album. Obok świetnych kompozycji pojawiają się utwory przeciętne i zbyt komercyjne. Płyta jest warta przesłuchania, choć nie wzbudza większych emocji.


Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz