piątek, 26 grudnia 2025

GLENN HUGHES - Chosen (2025)


 Podczas gdy David Coverdale zdecydował się przejść na emeryturę, jego dawny kompan ze sceny nie zamierza nawet zwalniać tempa. Glenn Hughes – ikona rocka, wokalista o niepowtarzalnym głosie i charyzmie – mimo 74 lat na karku, nadal imponuje formą. Nie tylko daje świetne koncerty, ale wciąż tworzy muzykę na najwyższym poziomie. Ostatnimi czasy błyszczał w takich projektach jak The Dead Daisies czy Black Country Communion. Teraz przypomina o sobie kolejną solową płytą – i to z przytupem.

Po świetnie przyjętym albumie "Resonate" z 2016 roku, Hughes powraca z krążkiem "Chosen", który ukazał się 5 września nakładem wytwórni Frontiers Records. To materiał godny wielkiego nazwiska – dojrzały, dopracowany, a jednocześnie pełen pasji i świeżości.

"Chosen" to album bardziej mroczny, melancholijny, nastrojowy. Nie brakuje tu wpływów Black Sabbath, Black Country Communion czy Deep Purple. To wciąż klasyczna mieszanka hard rocka i heavy metalu, ale wzbogacona o nowoczesne brzmienia i współczesne aranżacyjne patenty. Dzięki temu całość brzmi świeżo, pomysłowo, a jednocześnie nie traci nic ze swojego rockowego charakteru. Glenn Hughes, mimo upływu lat, wciąż potrafi powalić na kolana swoim głosem – drapieżnym, ekspresyjnym, pełnym emocji. To prawdziwa rockowa gwiazda w każdym calu.

Za partie klawiszy odpowiada Bob Fridzema, a gitarowe aranżacje to dzieło Sorena Andersena. Ten duet odwala kawał świetnej roboty – jest w tym pasja, energia i masa chwytliwych melodii. Płyta jest różnorodna i świetnie zbalansowana – nie popada w monotonię, a każdy utwór wnosi coś nowego.

Okładka albumu może nie zdradza zbyt wiele, ale idealnie koresponduje z ciężkim, hardrockowym klimatem zawartości. Brzmienie jest masywne, mroczne, a zarazem klarowne – świetnie podkreśla charakter płyty.

Już otwierający album "Voice in My Head" robi świetne wrażenie – to dynamiczna mieszanka heavy metalu i hard rocka z wyraźnymi wpływami Black Sabbath, podszyta mrocznym, melancholijnym klimatem. Klimatyczny "My Alibi" pozytywnie zaskakuje – prosty, ale niezwykle chwytliwy motyw przewodni oraz subtelne odniesienia do Deep Purple dodają mu uroku. Tytułowy "Chosen" to bardziej przystępny, radiowy utwór, o lżejszym, rockowym charakterze – zdecydowanie najbardziej komercyjny moment na płycie, ale wciąż utrzymany w dobrym guście.

W "In the Golden" Hughes ponownie składa hołd klasyce – to utwór pełen klimatu i bogatych aranżacji, z echem Black Sabbath i Deep Purple. Jeszcze ciężej robi się w "The Lost Parade", gdzie potężny riff i przytłaczający nastrój budują ponurą, ale niezwykle efektowną atmosferę. To klasyka w najlepszym wydaniu – dokładnie to, co w muzyce Glenna Hughesa cenimy najbardziej.

Na szczególną uwagę zasługuje też "Black Cat Moan" – z pomysłowym riffem, porywającą melodią i nieco bluesowym pazurem. Płyta zamyka się agresywnym, energicznym "Into the Fade", który świetnie podsumowuje cały materiał – jest zadziornie, ciężko, ale zarazem z rockowym rozmachem.

Glenn Hughes udowadnia, że wiek to tylko liczba. Wciąż zachwyca sceniczną formą i potrafi stworzyć album, który jest zarówno hołdem dla klasyki, jak i odważnym krokiem w stronę nowoczesności. Mroczny klimat, świetne riffy, charyzmatyczny wokal i dopracowane kompozycje – "Chosen" to kolejny dowód na to, że legenda nie gaśnie.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz