Eryk Kula robi naprawdę wiele dobrego dla polskiej sceny heavy metalowej. Ma zaledwie 25 lat, a już dał się poznać jako członek heavy/speed metalowego Night Lorda oraz zespołu Okrutnik, w którym heavy i speed metal łączą się z black metalem. W 2022 roku powstał Midnight Fortress – formacja skupiona głównie na heavy/speed metalu, ale czerpiąca również sporo z hard rocka i glam metalu. Nie brakuje tu czytelnych nawiązań do takich zespołów jak Iron Maiden, Judas Priest, Enforcer czy Skull Fist, ale też do klimatów znanych z dokonań Mötley Crüe oraz W.A.S.P..
15 grudnia zespół wydał album zatytułowany po prostu Midnight Fortress. To kolejny bardzo dobry dowód na to, że w Polsce nie brakuje młodych, ambitnych i głodnych sukcesu zespołów metalowych.
Mózgiem całego przedsięwzięcia jest niezwykle utalentowany Eryk Kula, odpowiedzialny zarówno za partie wokalne, jak i gitarowe. W warstwie gitarowej wspiera go Boriz Smidoda. Panowie świetnie balansują między klasycznym heavy/speed metalem osadzonym w realiach lat 80., momentami przywołując skojarzenia z Exciter czy Agent Steel. Z drugiej strony potrafią swobodnie skręcić w rejony glam metalu i hard rocka. Partie gitarowe są zróżnicowane, pełne pasji i energii, a przy tym dopracowane pod względem melodii. Słychać pomysłowość i wyczucie formy – dobra robota.
Eryk to także wokalista z prawdziwego zdarzenia. Jego głos skutecznie buduje mroczny klimat, przywodzący na myśl klasyczne wydawnictwa z lat 80. Każdy element Midnight Fortress został starannie dopieszczony, a całość sprawia wrażenie spójnej i przemyślanej konstrukcji, choć jednocześnie nie da się ukryć, że mamy do czynienia z debiutanckim albumem.
Okładka emanuje mrokiem i tajemniczością, a samo brzmienie jest mocne, selektywne i wyraziste – stanowi wyraźny hołd dla metalowych płyt sprzed czterech dekad. Już na samym początku na kolana rzuca rozpędzony i przebojowy „Angels Kiss” – prawdziwa heavy/speed metalowa petarda, zagrana z polotem i energią. Następnie dostajemy „Sadistic”, utrzymany w speed metalowym tempie, w którym zespół wypada szczególnie przekonująco.
„Ghosting” przynosi chwilę wytchnienia – to bardziej stonowany, mroczny utwór, rasowy heavy metal pełnymi garściami czerpiący z estetyki lat 80. Podobne emocje wywołuje zadziorny „Lilith”, w którym przemycono hardrockowe patenty znane z płyt Dokken czy ponownie Mötley Crüe. Odrobiny progresji dostajemy w rozbudowanym „Price” – spokojne intro niech nikogo nie zwiedzie, bo później pojawia się solidny heavy metalowy pazur.
„The Darkest Believers” to poprawny i dobrze skonstruowany numer, choć bez większych zaskoczeń. Z kolei marszowy „Last Ride” przyjemnie buja i wnosi powiew świeżości – ciężki riff oraz efektowne popisy wokalne Eryka czynią z niego jeden z mocniejszych punktów albumu. Bardzo dobrze wypada również energiczny „Victims of the Dark”, w którym zespół ociera się o thrash metal, pokazując swój potencjał i techniczne umiejętności. „Godstripper” kontynuuje ten kierunek, zabierając słuchacza w rejony speed/thrash metalu.
Całość zamyka dynamiczny „The Midnight Fortress”, który stanowi idealne podsumowanie albumu – zarówno pod względem stylu, jak i charakteru zespołu.
Nowy zespół na polskiej scenie heavy metalowej zawsze budzi ekscytację i ciekawość. Midnight Fortress zalicza bardzo udany debiut. Znajdziemy tu mnóstwo mocnych riffów, stylistyczne zróżnicowanie oraz wyraźny pomysł na własne brzmienie i melodie. Owszem, nie wszystko wyszło idealnie i materiał mógłby być nieco krótszy, ale całości słucha się z dużą przyjemnością. Taka mieszanka heavy i speed metalu z domieszką hard rocka oraz thrashu zawsze ma swoich odbiorców. Zdecydowanie warto sprawdzić i wyrobić sobie własne zdanie. Czekam na więcej muzyki od Midnight Fortress.
Ocena: 7/10

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz