Rave in Fire to hiszpański zespół, w którym pierwsze skrzypce gra charyzmatyczna wokalistka Selene Perdiguero. Grupa działa od 2015 roku i wykonuje klasyczną mieszankę heavy metalu oraz hard rocka. Stawia na prostotę, melodyjność i klimat lat 80., a w ich brzmieniu nietrudno doszukać się inspiracji takimi formacjami jak Hitten, White Wizzard czy Doro. Debiutancki album był solidnym wejściem na scenę, a jaki jest nadchodzący „Square One”, który ukaże się 30 stycznia 2026 roku nakładem High Roller Records?
Zespół pozostaje wierny wypracowanemu wcześniej stylowi – to naturalna kontynuacja tego, co zaprezentowali na pierwszej płycie. „Square One” to klasyczne, do bólu tradycyjne granie, które konsekwentnie odwołuje się do ducha lat 80. Album ponownie cechują zadziorne riffy, nośne, łatwo wpadające w ucho refreny i przede wszystkim głos Seleny, będący głównym atutem zespołu. Za gitarowe partie odpowiada Jonjo Negrete, stawiający na sprawdzone, choć mało odkrywcze rozwiązania. Choć materiał jest wtórny i przewidywalny, wykonanie stoi na tak dobrym poziomie, że całości słucha się z przyjemnością. Brakuje jednak świeżości, wyrazistych hitów i większych emocji.
Zawartość albumu otwiera prosty, zadziorny „Dark Poison”, przywodzący na myśl twórczość Judas Priest czy Dio. Utwór emanuje energią i przebojowym refrenem, udowadniając, że w tym zespole tkwi spory potencjał. Hardrockowy sznyt pojawia się w chwytliwym „Crown of Stars”, gdzie zespół swobodnie bawi się konwencją gatunku. Rozbudowany „Still Standing” jest spokojniejszy, nieco bardziej komercyjny, a przy tym zbyt wydłużony. Jednym z najlepszych momentów płyty okazuje się ostry i przebojowy „Untiring Eagles”, kojarzący się momentami z dokonaniami Crystal Viper. Solidny „Knightwalker” nieco ginie w tle, natomiast finałowy, siedmiominutowy „Square One” okazuje się w moim odczuciu zbyt stonowany i na siłę wydłużony.
Rave in Fire powraca z nowym albumem, który dobrze się słucha, lecz nie oferuje niczego wyjątkowego. Nie zachwyca, nie zaskakuje i nie wyróżnia się na tle licznych retro-wydawnictw. Choć trafiają się ciekawe fragmenty, całość pozostaje daleka od ideału. Szkoda – bo przy większej odwadze i świeżości mógł to być znacznie ciekawszy materiał.
Ocena: 6/10

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz