środa, 24 grudnia 2025

TEMPLAR - Conquering swords (2026)


 Szwedzki heavy metal kojarzy się dziś przede wszystkim z takimi zespołami jak Century, Mindless Sinner, Gotham City czy Heavy Load – klasyką lat 80. Odnoszę jednak wrażenie, że działający od 2022 roku Templar świadomie podąża właśnie tą ścieżką, czerpiąc pełnymi garściami z tradycji szwedzkiego heavy metalu sprzed dekad. Co więcej, 27 lutego 2026 roku ukaże się ich debiutancki album zatytułowany Conquering Swords, wydany przez Jawbreaker Records. Trudno w to uwierzyć, bo materiał brzmi niczym zaginiony klasyk z końcówki lat 80., który dopiero po latach ujrzał światło dzienne.

Okładka albumu jest nieco kiczowata i skromna – dokładnie taka, jakiej można by się spodziewać w 1989 roku. Również samo brzmienie jest celowo „przybrudzone”, surowe, pozbawione zbędnych ozdobników i nowoczesnych trików produkcyjnych. Wszystko to sprawia, że płyta brzmi bardzo autentycznie i bezpośrednio, przywołując ducha dawnych czasów. Muzycy Templar potrafią zauroczyć zarówno talentem, jak i warsztatem.
Pierwsze skrzypce w zespole gra basista i wokalista Isak Neffling. Jego charakterystyczny głos buduje atmosferę i nadaje całości epickiego rozmachu. Słychać tu wyraźne inspiracje Kingiem Diamondem czy Ozzym Osbourne’em, ale Neffling nie jest jedynie ich kalką – posiada ciekawą barwę i potrafi zaskoczyć różnorodnością stylów wokalnych. Jego śpiew idealnie wpisuje się w estetykę lat 80., co zdecydowanie działa na korzyść albumu. Na duże brawa zasługują również gitarzyści Gustav Harrysson i Teddy Edoff. Panowie stawiają na klasyczne rozwiązania, chwytliwe motywy i melodyjne sola, składając tym samym hołd zespołom pokroju Heavy Load, Iron Maiden czy Century. Ich gra jest urozmaicona, pełna energii i wyczucia – jest się czym zachwycać.

Album oferuje około 40 minut muzyki. Na otwarcie otrzymujemy klimatyczny „Gates of Angmar”, który znakomicie buduje napięcie i wprowadza słuchacza w mroczną, nieco tajemniczą atmosferę rodem z lat 80. Ta aura niepokoju i grozy ma w sobie ogromny urok. Potężne wejście gitar w „WitchKing” to wyraźny ukłon w stronę klasyki Heavy Load – świetnie rozplanowane partie gitarowe i duża dawka energii sprawiają, że zespół od razu pokazuje, na co go stać. Potencjał jest tu wręcz ogromny.
Klasyczny riff otwiera zadziorny „Excalibur”, przemycający elementy Dio, Accept oraz wielu innych legend lat 80. Jeszcze szybciej robi się w rozpędzonym „Rainbow’s End”, który momentami przywodzi na myśl Helloween z czasów Walls of Jericho. To naprawdę mocna pozycja. Podobne emocje wywołuje dynamiczny „Exiled in Fire”. Choć zespół nie odkrywa tu Ameryki na nowo, radość z odsłuchu jest ogromna – słychać znane patenty i schematy, ale Templar realizuje je z dużą gracją i pomysłowością.
Chwilę wytchnienia przynosi klimatyczny „The Sorceress”, pełniący rolę rockowej ballady w duchu Scorpions. To bardzo udany, nastrojowy moment płyty. Z kolei „Trident” zachwyca pięknym wejściem gitar i czerpie pełnymi garściami z NWOBHM oraz Iron Maiden – prosty, przebojowy motyw robi tu znakomitą robotę. Odrobinę hardrockowego luzu wnosi „Shipwreck”, co stanowi miłe urozmaicenie materiału. Następnie wracamy do klasycznych klimatów lat 80. w „White Wolf”, mocno osadzonym w estetyce NWOBHM.

Finał płyty należy do marszowego, epickiego „Conquering Swords”, który śmiało sięga po inspiracje Manowar, Manilla Road czy Running Wild. To prawdziwa petarda na zakończenie albumu – zespół pokazuje tu pełnię swojego potencjału i udowadnia, że potrafi pisać rasowe heavy metalowe hymny.
Trudno uwierzyć, że Conquering Swords to debiut, bo zawarta tu muzyka jest dojrzała, przemyślana i niezwykle satysfakcjonująca. Album z pewnością przypadnie do gustu fanom heavy metalu lat 80. Każdy, kto wychował się na Heavy Load, Century czy Mindless Sinner, bardzo szybko zakocha się w muzyce Templar. To naprawdę mocna rzecz – i już teraz nie mogę doczekać się kolejnych wydawnictw tej szwedzkiej formacji.


Ocena: 8,5/10 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz