sobota, 16 lipca 2022

JACK STARR BURNING STARR - souls of the innocent (2022)


Burning Starr bez Todda Micheala Halla? Czy to w ogóle ma prawo bytu? Tak wiem to gitarzysta i kompozytor Jack Starr jest gwiazdą w swoim własnym zespole, ale Todd nadawał temu zespołowi charakteru, mocy i oryginalności. Zresztą wystarczy odpalić taki "Land of the dead" by poczuć jakie zniszczenie siał Todd w Burning Starr. Skończył się pewien okres Burning Starr, no i czas na nowy rozdział. Było wiele obaw, wiele pytań i trzeba przyznać, że panowie poradzili sobie. Było ciężkie zadanie przed nimi, ale najnowsze dzieło zatytułowane "Souls of Innocent" robi wrażenie i aż tak wiele nie ustępuje poprzednikom.

Na pewno nie podoba mi się okładka. Kicz i brak pomysłu. Jednak to zawsze jest miły dodatek do płyty. W końcu to muzyka ma być najważniejsza. Nowym wokalistą został młody i uzdolniony Alex Panza z Hitten. Trzeba przyznać, że idealnie wpasował się w konwencję zespołu. Burning Starr aż tak się nie zmienił w przestrzeni 5 lat, ale słychać że mocno czerpią z lat 80 i to już nie tylko z Manowar, bowiem jest też sporo odesłań do Black Sabbath z czasów Dio czy Martina. Jack też wygrywa sporo ciekawych riffów i melodii. Nie ma miejsca na nudę i cały czas się coś dzieje, a najlepsze jest to że płyta naprawdę wciąga i zapada w pamięci. Troszkę brzmienie jest takie przybrudzone i nieco bym je unowocześnij, ale idzie z tym przeżyć. Mamy zgrany zespół, który znów pokazuje klasę.

Po krótkim intrze wkracza zadziorny i pełen energii "Demons behind me" i to jest Burning Starr jaki kocham. Jest ten charakter epickiego metalu, jest rycerski klimat i pełen finezji zagrywki gitarowe. No jest to świetny początek płyty. Echa Black Sabbath mamy choćby w marszowym "I am the sinner" i tutaj mamy totalne zniszczenie. Smakowity kawałek, który jest hołdem dla lat 80. Podobne emocje wywołuje tytułowy "Souls of the innocent" przypomina mi stare dobre czasy Manowar, ale też Chastain. Niby stonowany kawałek, a mocno zapada w pamięci. To bez wątpienia kolejny przebój na płycie. Brawa należą się za główną melodię i aranżacje w "Ships in the night" i sam kawałek ma podobny klimat do utworów z "Land of the dead". Nieco inne oblicze band pokazuje w mroczniejszym "Road to hell", który jest nieco toporniejszy i bardziej o rockowym zabarwieniu. Emocjonalny i pełen uroczych gitarowych zagrywek jest bez wątpienia "Where eagles fly".

Nic nie powstrzyma Jacka starra. Ani pandemia, ani też zmiana wokalisty. Gra dalej swoje i w swoim klimacie i wciąż na wysokim poziomie. Świetnie wyważona płyta, która zadowoli każdego kto gustuje w muzyce z pogranicza Black Sabbath, Manowar czy Chastain. Warto było czekać, bo jest to album godny tej marki. Nie wiele ustępuje takiemu "Land of the dead"

Ocena: 9/10
 

5 komentarzy:

  1. Dobra płyta. Gdyby była troszkę krótsza, była by jeszcze lepsza. Przy okazji, a jak tam nowy singielek ,,Patient Number 9 ,, Ozzy,ego, to jakie wrażenia ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki nieco komercyjny, ale daje rade🙂 na pewno posłucham całości i obstawiam kontynuację stylu z poprzedniczki

      Usuń
  2. Wziąłem Jacka Starr,a na słuchawki na rower, nie tylko po to aby zagłuszyć wiatr... i co ? Ta płyta jest naprawdę świetna, wszystkie kawałki trzymają wysoki poziom, i zdziwiłem się, że tak szybko się skończyła.

    OdpowiedzUsuń
  3. quite boring!
    from the 3rd song i thought i was hearing one song all the time

    OdpowiedzUsuń
  4. Łoł ! Robi się płyta roku. Wokal i gitara światowy poziom, sekcja też, kompozycje światowy poziom, czego chcieć więcej !

    OdpowiedzUsuń