sobota, 9 lipca 2022

SINNER - Brotherhood (2022)


 Czy to " Santa Muerte part 2" ? Okładka i klimat na to wskazują. Sinner jednak zaskakuje i wraca do złotych czasów, kiedy śmiało konkurował z Primal Fear. Czasy "Nature of Evil" czy "Judgment day" wróciły i bardzo mnie to cieszy. "Brotherhood" to 20 album w dorobku Sinner i jestem w szoku że Mat Sinner jest w takiej formie i nagrał album, który można postawić obok tych najlepszych w jego dorobku.

Tym razem band idzie w kierunku bardziej heavy metalowym, choć nie brakuje tego hard rockowego feelingu. Wokal Mata jest jak wino, im starsze tym lepsze. Mimo problemów zdrowotnych z którymi obecnie się boryka pokazał tutaj klasę. Brawo. Jest tym razem też i rozmach, bo mamy sporo ciekawych nazwisk w roli gości. Choćby warto wspomnieć o Sheepersie czy Romero. Naumann i Sholpp kreują wciągające i mocne partie gitarowe. Słychać powiązania z Primal Fear  i to nie dziwi, bo takie zabiegi miały miejsce w przeszłości. Płyta zadziorna i przebojowa, co sprawia że słucha się jednym tchem.

Strzał między oczy dostajemy wraz z otwieraczem "Bulletproof". Oj co za moc i powiązania z Primal Fear mamy tutaj. Wyszedł prawdziwy killer i już chce się poznać resztę utworów. Dawno Sinner nie był w takiej formie, oj dawno. Hołd dla rocka mamy w "We came to rock"? No nie do końca. Mocny, agresywny riff, dynamiczne tempo i ten stadionowy refren. Sprawdzi się idealnie na koncercie, to na pewno. Troszkę hard rockowego feelingu można wyłapać w przebojowym "Reach out", ale trzeba przyznać, że te popisy gitarowe w tle są bardzo atrakcyjne. Melodia przewodnia w tytułowym "Brotherhood" też jest warta odnotowania i pochwalenia. Tutaj mamy hard rock pełną gębą i też taki z górnej półki. 7 minutowy "The last genaration" też wykazuje heavy metalowe zacięcie i sporo się tutaj dzieje. Nie ma miejsce na nudę. Kolejny szybki killer w klimatach Primal fear dostajemy w "Gravity" i to jeden z moich ulubionych kawałków z nowej płyty. "The man they couldnt hang" śmiało mógłby się znaleźć na pierwszych płytach Primal Fear. No jest ta drapieżność i zapędy pod Judas Priest. No Mat Sinner rozpieszcza nas na nowym krążku. "My scars" wykazuje cechy topornego, niemieckiego metalu, a "40 days 40 nights" to przyjazna i bardzo ciepła, rockowa ballada.

Sinner wraca w wielkim stylu i tym razem przeszedł sam siebie. Płyta bardzo metalowa, bardzo drapieżna i przebojowa, a zarazem bardzo w stylu Primal Fear. Przebija wiele ostatnich płyt które wydał Mat Sinner. Wielkie brawa i oby utrzymał taki właśnie kierunek na kolejnych płytach. Można brać w ciemno!

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz