piątek, 17 marca 2023

KAMELOT - The Awekening (2023)


 W roku 1991 narodził się Kamelot. Jeden z najważniejszych zespołów grających power metal. Odegrał ważną rolę w przecieraniu szlaku w sferze progresywnego power metalu z nutką symfonicznego metalu. Dorobili się 13 albumów i wiele z nich to klasyki gatunku, a band dorobił się statusu kultowego. Nic nie muszą udowadniać, chociaż dla wielu fanów najlepsze lata przypadają na okres wokalisty Roya Khana. Od 2012r w zespole jest Tommy Karevik, który udźwignął presję i skierował troszkę w innym kierunku, Z zmian personalnych warto wspomnieć, że w 2019r dołączył Alex Landenburg. Szczerze mówiąc, nie sądziłem że Kamelot powróci do swoich złotych czasów, a tutaj najnowsze dzieło zatytułowane "The Awakening" to w moim odczuciu jeden z ich najlepszych albumów. Jest power metal, podniosłość, przebojowość, ten przebłysk geniuszu z starych płyt i ta świeżość. Wrócił stary dobry Kamelot. Tak mamy prawdziwe przebudzenie. Tytuł nie kłamie.

Zapowiedzi faktycznie zwiastowały powrót do najlepszych czasów Kamelot. Przepiękna i pełna ciekawych motywów okładka to już był dobry zwiastun. Z każdym singlem było co raz lepiej. Niby dalej band ten sam, stylistyka ta sama, ale jakoś Kamelot wszystko poukładał i przemyślał. Przede wszystkim jest sporo power metalu, którego mi ostatnio brakowało na płytach tego zespołu. Brakowało mi mocy, pazura i przebojowości. Tutaj band nadrabia swoje zaległości i atakuje z podwojoną siłą. Tommy Karevik też jakoś bardziej błyszczy i czaruje swoim głosem.  Na wyżyny swojego talentu wznosi się gitarzysta Thomas Youngblood, który znów poczuł w sobie smykałkę do tworzenia pełnego gracji i emocji power metalu. Nie wierzyłem, że ten dzień kiedyś nadejdzie.

 Płyta zawiera 13 utworów i każdy sporo wnosi. "Overture" to podniosłe intro, które już potrafi przyprawić o ciarki. Czuć rozmach. Dawno Kamelot nie grał tak bez błędnie jak w "The Great Divide". Co za świeżość, pomysłowość i przebojowość. To jest przejaw geniuszu i to najlepszy kawałek tej grupy od wielu lat. Jest nutka progresywności, jest też sporo symfonicznych ozdobników i przede wszystkim power metal. Killer, ale to dopiero początek. Podobne emocje wywołuje melodyjny "Eventide", który również szybko zapada w pamięci. Mocny, zadziorny riff i pełen romantyzmu i podniosłości refren potrafią powalić na kolana. Dalej mamy nowoczesny i pełen progresywności "One more flag in the ground". Refren znów bije świeżością i przebojowością. Kawałek będzie robił robotę na koncertach. Więcej power metal z kolei uświadczymy w bardziej energicznym "Opus of the night" z gościnnym występem Tina Guo. Z kawałka bije niezła energia i duża dawka melodyjności. Więcej romantyzmu i takiego komercyjnego wydźwięku ma "Bloodmoon". Znalazło się miejsce na bardziej progresywne granie jak to zaprezentowane w "The looking glass". Uroczy też jest podniosły i taki troszkę zakręcony "New babylon" w którym liczy się podniosłość i symfoniczne ozdobniki. Nawet ballada "Willow" jest z górnej półki. Znakomicie Kamelot bawi się konwencją i stylistyką w "My pantheon" i dużo dobrego się tutaj dzieje. Jest pazur i pomysłowość.

Kamelot przebudził się i wrócił do swoich najlepszych lat. Znów zaczął grać z pazurem, z pomysłem, a najlepsze jest to, że znów jest w tym power metal, pasja i miłość do metalu. Ta muzyka dostarcza radości, zaraża pozytywną energią i na długo zostaje w pamięci. To najlepszy album z Tommym na wokalu i jeden z ich najlepszych albumów. Jedna z największych niespodzianek roku 2023!

Ocena : 9.5/10

10 komentarzy:

  1. Szczerze? Baaaardzo slaby i nudby album

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze? Baaardzo dobry album. I dodam że przestałem słuchać Kamelota wiele lat temu. Pierwsze albumy zrobiły na mnie wrażenie i to był mój ulubiony zespół. Grali bardzo energiczny i melodyjny (ale nie tuzinkowy) metal. Coś w tym było :) I nagle zgasło, czar prysł i od lat ich omijałem. Nie żeby w ogóle , po prostu słuchałem kolejnych płyt i nic mnie nie brało. To ciekawe brzmienie uleciało. Klepali średniaki nie na półkę , a nawet nie do kolejnego słuchania na kompie. Już myślałem że nigdy ich płyty nie kupię. A tu !!! szok no no wielki powrót i brzmienie zaje...biste. I jest to coś co uleciało sam nie wiem jak to określić ale nad czym się zastanawiać. Kupiłem po 3 wysłuchaniach na spoti. To jest to można spokojnie 9/10 dać

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkie płyty z Tomym Karevikiem na wokalu są świetne. Na początku średnio mi podchodziły, ale po prostu wymagają więcej czasu niż Karma cz Epica. Ta płyta po dwóch przesuchaniach też średnio mi siedzi, ale czuję, że to się zmieni po kolejnych odsłuchach 😄👌😄

    OdpowiedzUsuń
  4. I listened many times the albums from the Karevik's era. Still boring as the new one. TYN!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. It's just not your cup of tea. What's the point in listening over and over again to music you find boring? Life is too short for that :)

      Usuń
  5. To be 100% sure of my conclusions. Shocking example, that the change of singer brought such a big drop.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bez względu na to kto aktualnie śpiewa w Kamelot, jest to naprawdę dobry ich album, co prawda tylko raz przesłuchany, ale intuicja podpowiada, że będę jeszcze do tej płyty wracał.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dla mnie album lepszy zdecydowanie od poprzednika. Czy najlepszy z Tommym na wokalu? Tutaj palma pierwszeństwa raczej wędruje do Silverthorn.

    OdpowiedzUsuń
  8. Odkąd po przeciętnym "Ghost Opera" i jeszcze słabszym "Poetry for the Poisoned" płodzili kolejne podobne albumy, którymi już w ogóle nie byli w stanie dorównać tym wcześniejszym, z czasem także straciłem ich z orbity moich zainteresowań. Na obecnej płycie stylistycznie nie ma nic nowego, a Karevik nie wyzwolił się od prób zastąpienia Khana, ale przynajmniej wreszcie im sprostał i jakościowo rzeczywiście się odrodzili. Myślę jednak, że na następnych krążkach powinni teraz wykorzystać tę odzyskaną energię do poszukania czegoś nowego, żeby znów się nie osłabili i nie ugrzęźli do reszty w jednej stylistyce.

    OdpowiedzUsuń