sobota, 3 grudnia 2011

DEAF DEALER - Journey Into Fear (1987)


Wraz z chwałą i popularnością IRON MAIDEN przybywało co raz to więcej kapel naśladujących wyczyny sławniejszych kolegów po fachu. Tak też było w przypadku kanadyjskiego DEAF DEALER, który jest jednym z tych zespół który przepadł w natłoku podobnych rzeczy. Kapela powstała w roku 1980 i początkowo funkcjonowała pod nazwą DEATH DEALER. Początkowo zespół nie był zbyt zauważalny i nawet demo jakoś tego nie zmieniło. Szczęście jednak się uśmiechnęło do kapeli, bo to ich kawałek trafił na składankę wytwórni Metal Blade zatytułowaną „Metal Massacre 4”. I to właśnie wytwórnia Metal Blade złożyła propozycję wydania debiutanckiego albumu DEATH DEALER, ale cóż zespół wybrał Mercury Canada która wpłynęła na kapelę żeby dokonała zmianę nazwy na DEAF DEALER, żeby użyli bardziej angielskich nazwisk, pseudonimów. Cóż zły wybór wytwórni to jeden z głównych powodów dla których zespół już nie istnieje. Innymi czynnikami które doprowadziły DEAF DEALER do stanu rozpadu są nieodpowiedni menadżerowie, niepodpisanie kontraktu płytowe w odpowiednim czasie, też zwykłe nie porozumienia między muzykami i tu w głównej roli bracia Larouche. Choć zespół nie istnieje to jednak pozostawił po sobie dwa albumy i ja chciałbym zwrócić uwagę zwłaszcza na „Journey Into Fear” z 1987 r. Na pewno nie wyróżnia się on ze względu na jakąś rewolucją w metalu, nie wyróżnia się też ze względu na wyjątkowy materiał, czy też niezwykłe umiejętności muzyków. Raczej wszystko jest rozegrane w graniach przeciętności i rzemiosła. Choć dalekie jest to od ideału, to jednak jest kilka elementów, które sprawiają że słucha się materiału przyjemnie. Przede wszystkim podoba mi się dynamiczna sekcja rytmiczna, zwłaszcza basista Jean Pierre `Forsyth` Fortin, który potrafi nawiązać do stylu gry Steva Harrisa z IRON MAIDEN. Również pozytywnie można się wypowiedzieć o duecie gitarzystów Yves `Ian Penn` Pednault /Marc `Hayward` Brassard, którzy może nie grzeszą techniką, czy też wirtuozerskimi umiejętnościami, ale grają solidne partie gitarowe, rasowe i pełne energii, a to już coś. Takich kompozycji jest sporo i należy tutaj wymienić urozmaicony instrumentalny „Escaping From A Mountain”, dynamiczny „To hell And Back”, speed metalowy „East End Terror”, albo zadziorny „Mind games”. Nie brakuje też bardziej stonowanych kompozycji i w tej roli sprawdza się posępny, true metalowy „Tribute To A Madman” z jakże atrakcyjnymi solówkami gitarowymi, czy też dynamiczny „Journey Into fear” z ciekawym motywem gitarowym, na którym zbudowany cały utwór. Materiał jest dobry, a robiłby większe wrażenie gdyby towarzyszyło by mu lepsze brzmienie, aniżeli garażowe trzaski. Do tego dynamiczny, zadziorny materiał jaki prezentuje na tym albumie DEAF DEALER wymaga konkretnego mocnego wokalu, niestety Michael Flynn jako wokalista zawodzi i staje się jednym z czynników, z powodu których album sporo traci. Po tym albumie zespół ogarnął mrok i zapomnienie, aż do roku 2008 kiedy to pojawiła się komplikacja zawierająca utwory z okresu 1980- 1984. „Journey Into Fear” to solidny, naturalny heavy metal w stylu IRON MAIDEN ze swoimi wadami i zaletami. Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz