czwartek, 1 grudnia 2011

GRAVESTONE - Victim Of Chains (1984)


Przeglądając niemiecką scenę heavy metalową i okres lat 80 to nie sposób pominąć zespołu GRAVESTONE, który można potraktować jako niemiecki odpowiednik GRIM REAPER, choć mówiąc o kapelach, które wpłynęły na działalność tej niemieckiej formacji nie da się tej listy zamknąć na jednej kapeli. A wszystko przez wpływy kapel z kręgu NWOBHM, jest też piętno hard rockowych kapel, czy też hard'n heavy w stylu KROKUS, do tego oparcie się na kilku niemieckich kapel takich jak choćby SCORPIONS, ACCEPT, WARLOCK. GRAVESTONE został założony w 1977 r i rozpoczynał jako kapela grająca progresywną odmianę rocka, jednak w wyniku wiele czynników zespół zaczął kierować się ku heavy metalu. I w takim stylu zostały nagrany 4 albumy w okresie 1980- 1986. Skład GRAVESTONE właściwie cały czas ulegał zmianom i przetasowaniom. Wokalista Berti Majdan występował w roli frontmana w latach 70 i dopiero w roku 1984 znów wrócił do pełnienia tego stanowiska, co uważam za zmianę na plus, bo to właśnie jego wokal jest jedną z głównych atrakcji tego zespołu. Berti to specjalista od zadziorności, od chrypki i charyzmy, a cała reszta to tylko miłe ozdobniki. Wraz z pojawieniem się Bertiego na wokalu w 1984 dało znakomity efekt w postaci „Victim of Chains” który rozpoczyna złoty okres zespołu. Muzycznie mamy tutaj niemiecką solidność, ale nie ma owej toporności i takiego kwadratowego grania, co jest istotną cechą tego albumu jak i zespołu. „Victim Of Chains” poza charyzmatycznym wokalem, cechuje się melodyjnymi riffami, czy też solówkami i za to odpowiedzialny jest duet gitarzystów Klaus Reinelt i Mathias Dieth( znany choćby z występów w zespole SINNER, czy też U.D.O). Można zarzucić brak wysokiej klasy brzmienia, można zarzucić, że jest to powszechne granie dla tamtych lat i że nic nadzwyczajnego tutaj nie ma. Taki tok myślenia jest w tym przypadku błędny. Zawartość tego albumu jest naturalna, rasowa, drapieżna, pełna atrakcyjnych melodii, partii gitarowych, a wszystko zaaranżowane z zachowaniem cechy przebojowości. Wejście w postaci „Fly Like An Eagle” początkowo brzmi jak jakiś utwór SCORPIONS, ale co z tego kiedy zespół znakomicie miesza patenty różnych zespołów i przetwarza to na swój własny. Jest tutaj hard rockowe szaleństwo, jest tez łatwo zapadający refren. Z kolei motyw gitarowy w „Son Of Freeway” zalatuje pod ACCEPT, czy też JUDAS PRIEST, ale to zadziorne tempo i prosty riff sprawiają że utwór jest łatwo wpadający w ucho. Nie brakuje też true heavy metalowych hymnów i w tej roli sprawdza się nieco posępny „The Hour”. Podoba mi się połączenie dwóch światów, a mianowicie hard rocka z heavy metalem i wystarczy posłuchać „For A Girl” z energiczną solówką, czy też wzorowany na AC/DC, czy też KROKUS „Rock'n Roll is Easy”. Z kolei najszybszą kompozycją na tym dynamicznym albumie jest „Blind Rage” zaś najwolniejszą i najbardziej klimatyczną jest ballada „So Sad”. I kolejny przejawem urozmaicenia materiału niech będzie przykład instrumentalnego „The Bells of Notre Dam”, który przypomina mi instrumentalne popisy Mathiasa na albumie „Timebomb” wydanego przez U.D.O. Nie potrafię i nie chcę szukać na siłę wad, bo tak naprawdę ich nie ma. Zalet jest pełno, od rasowego, nieco przybrudzonego brzmienia, po umiejętności muzyków i mam tu na myśli zwłaszcza jednego z tych lepszych niemieckich wokalistów, który sprawdza się w każdych klimatach, a także gitarzystów, którzy zapewnili odpowiednią oprawę muzyczną temu albumowi, a to wszystko jakże harmonijnie się zgrywa z wokalem Bertiego. I wyliczając zalety należy zakończyć na urozmaicony materiale, które jest wypełniony przebojami od początku do końca. Nie możliwe? Cóż takie rzeczy to tylko w latach 80. Wstyd nie znać, klasyka niemieckiej sceny heavy metalowej. Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz