poniedziałek, 19 grudnia 2011

NIGHTWING - Something In The Air (1981)

Tym którzy lubią NWOBHM, ciepły, przebojowy hard rock, a także muzykę w stylu URIAH HEEP, DEEP PURPLE, czy DEMON śmiało mogę polecić brytyjski NIGHTWING, który został założony w 1978 r z inicjatywy basisty Gordona Rowley'a i klawiszowca Kenniego Newtona i zespół dorobił się kilku płyt i mimo rozpadu pod koniec lat 80, zespół się odbudował i do dzień dzisiejszy tworzy. Pierwszym album w ich karierze był „Something In The Air” z 1981 roku i tutaj już zespół zaprezentował swój styl, który opierał się na syntezatorach i kreatywnych melodiach, momentami ocierającymi się o progresywny rock. Tak więc choć były w tym wszystkim klimat NWOBHM, to jednak to co prezentował było pewnym odstępstwem od tego co grały inne kapele z tego kręgu. Tak na dobrą sprawę więcej w tym wszystkim hard rocka i progresywnego rocka, aniżeli heavy metalu. Muzycy charakteryzują się niezwykłą pomysłowością i nie banalnymi umiejętności i dalekie jest to od stylu żółtodziobów, którzy właśnie nagrali swój pierwszy album. Podoba mi się biegłość muzyków w melodyjności i w urozmaiconych partiach, można rzec bardzo wyszukanych i precyzyjnych. Wokal jest tu ciepły, łagodny i dopasowany do tej miłej dla ucha muzyki. Materiał jest bardzo ambitny i pełen różnych smaczków. Od klimatycznego, pełnego emocji intra w postaci „Fantasia”, po dynamiczne, energiczne rock'n rollowe kompozycje jak „Nightwing”, czy „Edge of knife”, które wzorowane są na twórczości kapel z lat 70 a więc DEEP PURPLE, czy URIAH HEEP. Partie gitarowe są bardzo finezyjne, pełen luzu i radosnego podejścia, które wraz z partiami klawiszowymi stanowi duet nie do przebicia. Miło się też słucha bardziej rockowych, bardziej progresywnych kompozycji jak choćby przebojowy „Cold love”, czy melodyjnego „Barrel Of Pain”. Największą atrakcją stanowią dwa najbardziej rozbudowane utwory, które udowadniają, że łagodny wydźwięk i że spory wachlarz melodii, często bardzo ambitnych nie musi stanowić o nudzie. Świetnie to odzwierciedlają klimatyczny „Something In The Air”, czy też wzruszający „You Keep Me hanging On”. Zaś fanom bluesowego podejścia do hard rocka polecam „Boogie Woman”, które poniekąd przypomina mi WHITESNAKE. To tyle jeśli chodzi o zawartość. W pakiecie oprócz urozmaiconej zawartości i nie przeciętnych umiejętności muzyków dostajemy naprawdę krystaliczne czyste i dopracowane brzmienie, a także świetną okładkę, które zupełnie nie pasuje do tego co słychać na albumie. Album kierowany przede wszystkim do smakoszy muzyki z pogranicza heavy metalu, NWOBHM, progresywnego rocka lat 70 i wszystkich tych kapel, które tutaj się przewinęły w tej recenzji. Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz