poniedziałek, 19 grudnia 2011

STEEL FURY - Lassers Of Two Evils (1989)


Szperając ostatnio w amerykańskiej scenie heavy metalowej lat 80 trafiłem na kolejny ciekawy zespół, tym razem speed/ thrash metalowy. Nazwa kapeli to STEEL FURY i ze względu na krótki okres działalności stała się szybko jedną z wielu zapomnianych kapel. Znajdą się głosy nie zadowolenie, ale i głosy, które dostrzegą w debiutanckim albumie „Lasser Of two Evils” kawał ostrego heavy metalu, który zbudowany jest na następujących filarach. Pierwszym z nich jest thrash metalowe brzmienie, drugim jest ciężar, który znów nasuwa skojarzenia z thrash metalem, dalej mamy szybkość, energiczność charakterystyczną dla gatunku speed metal, a także melodyjność charakterystyczną dla heavy metalu. STEEL FURY to przede wszystkim dynamiczna, pełna energii i werwy sekcja rytmiczna. Najsłabiej wypada wokal Tima Casina, który brzmi nieco nie pewnie i jakby bez mocy, ale nie sposób tutaj oprzeć się skojarzeniom z Hatfieldem, czy Mustainem. Również jeśli się dokładnie w słucha w poszczególne kompozycje to też ma się wrażenie że gdzieś już to było, że to co prezentuje STEEL FURY jest dalekie od oryginalności, ale kiedy weźmie się pod uwagę takie czynniki jak zadziorność, dzikość, naturalność czy melodyjność to materiał zaczyna sporo zyskiwać i staje się mocną rzeczą. „Justice Day” to tylko przedsmak tego co można usłyszeć na albumie. A więc ostre, szybkie partie gitarowe, rozpędzona sekcja rytmiczna, spora ilość melodyjnych, zadziornych solówek, czy też wyrazisty bas dudniący w tle. Atutem STEEL FURY jest przede wszystkim pomysłowość co do głównych motywów poszczególnych kompozycji i świetnie to odzwierciedla „No More”, czy też melodyjny „The Old Man”. Sporo na albumie naprawdę szybkich utworów, pełnych agresji i dynamiki, a taki właśnie jest „The Cage”, nieco chaotyczny „Choose Death”, czy krótki i zwięzły „Too Fast”. Żeby nie powiedzieć że zespół cały czas trzyma się jednego stylu, to wrzucono na krążek jeszcze rozbudowany „ Nowhere To Hide”, który stawia na posępny, bardziej stonowany wydźwięk. Choć styl już nieco mniej wyzywający, choć mniej agresywny, to i tak bardzo atrakcyjny a to zarówno pod kątem chwytliwych melodii, czy też mrocznego klimatu. Z powyższego opisu można tylko wywnioskować, że STEEL FURY to nie tylko paczka dobrych instrumentalistów, to także muzycy mający sporo pomysłów w głowie i to muzycy, którzy świetnie sobie radzą z komponowaniem własnego materiału. Jednak najwidoczniej żadna z tych cech nie przekonała słuchaczy i wytwórnie, co w efekcie doprowadziło zespół do kresu jego istnienia. Szkoda, bo słuchając debiutu ma się wrażenie że przed zespołem stała otworem wielka kariera, ale cóż rzeczywistość okazała się bardziej brutalna. Niechaj ocena będzie wyznacznikiem tego czy warto znać ten album. Ocena: 8.5/10

1 komentarz:

  1. Była to pierwsza płyta nagrana z Muzyki Młodych w pr. IV radia. Polubiłem ją i tak jest do dzisiaj. Szkoda, że nic więcej nie nagrali

    OdpowiedzUsuń