W latach 80 dość
częstym zjawiskiem było mieszanie heavy metalu z hard rockiem i w
ramach tego zjawiska chciałbym przedstawić wam drodzy czytelnicy
kolejny ciekawy zespół, który zostawił po sobie jeden
album i którego nazwa nie jest znana każdemu fanowi metalu.
No bo czy nazwa SADWINGS komuś coś może mówić? Nie jest to
jakaś wielka formacja, która podbiła rynek, a jedynie
kolejny ciekawy i zapomniany zespół. Co warto wiedzieć o tym
zespole? Na pewno fakt, że został założony w roku 1985 i w tym
czasie miał też swoją premierę debiutancki album, a mianowicie
„Lonely Hero”. Nie jest to jakiś album, który
można by nazwać jakiś arcydziełem, nie jest tutaj też
prezentowana jakaś oryginalna muzyka i zespół stroni od
wyróżniania się przed szeregi. Tak więc, zespół gra
to co większość kapel i można w ich stylu usłyszeć coś z
DOKKEN, RATT, WARRIORS, czy innych zespołów grających na
pograniczu hard rocka i heavy metalu. SADWINGS charakteryzuje się
oczywiście niezwykła melodyjnością i dbałością o każdy
szczegół, co przedkłada się na to że debiutancki album
brzmi bardzo dobrze. Jest nacisk na solidność, przebojowość,
lekkość, a każdy z muzyków eksponuje swoje umiejętności.
Już
przy pierwszym kontakcie albumem, przy pierwszym starciu z dźwiękami
„Love In The Third Degree”,
gdzie słychać wirtuozerski popis umiejętności duetu wioślarzy, a
mianowicie Peter Espinoza /Patrick
Berg. Ta para sprawdziła się bardzo dobrze, wygrywając solidne
partie gitarowe, przesiąknięte energią i rytmicznością. To
właśnie ten aspekt sprawił, że na debiutanckim albumie szwedów
aż się roi od chwytliwych melodii, intrygujących solówek.
Sam utwór jest fantastyczny. Szybki,zwarty, melodyjny i ma
nawet kilka odesłań do power metalowej struktury. Wokalista Tony
Ekfeldt z kolei to kolejny ważny element układanki SADWINGS.
Potrafi śpiewać emocjonalnie, z charyzmą, urozmaicając
poszczególne utwory i pod względem technicznym nie jednemu
słuchaczowi przypadnie do gustu. Swój talent ukazuje dość
wyraźnie w melodyjnym „Lonely Hero”. Recepta
zespołu jest prosta, dużo ciekawych, łatwo wpadających melodii,
proste motywy i to się sprawdza. „Too Young”
to podobna konstrukcja co przy wcześniejszych utworach. Szybsza
sekcja rytmiczna, która na albumie spisuje się bardzo dobrze,
dbając o dynamikę jak i zróżnicowanie w ramach kompozycji,
do tego zapadająca melodia i przebojowy refren. W konwencji
nawiązującej do power metalu, w formie szybkie grania utrzymany
jest bez wątpienia „Escape Into Fantasies” . Natomiast
w „Sadwings”
zespół prezentuje heavy metal w czystej formie, zbudowany w
oparciu o dość mroczniejszy klimat i stonowane tempo. Hard rockowe
oblicze zespołu daje o sobie znać z kolei w nastrojowej balladzie
„Evil Island” , w
żywiołowym „Everbody Up” czy
też spokojnym „Winternights”.
Bardzo
dobry album, który skupia w sobie zróżnicowany
materiał, który od początku do końca utrzymany jest na
równym poziomie, słychać tą stabilność. Mocnym atutem
jest duża liczba przebojów, dobry warsztat techniczny
muzyków i dobrze zrealizowany album. Jest dobrze wyważone
brzmienie, które uwypukla każdy dźwięk i nadaję albumowi
pewien klimat, który identyfikuje się z dość miłą dla oka
okładką. Zespół nie odniósł większego sukcesu za
sprawą tego albumu, zespół udał się w 1987 do USA, jednak
po dwóch latach wrócił i zakończył działalność, a
gitarzysta Peter Espinoza dołączył potem do NASTY IDOLS.
Sporo czasu minęło od premiery, a album wciąż brzmi bardzo
dobrze.
Ocena: 7.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz