Teraz jest czas thrash metalu i pojawił
się za równo nowy album TESTAMENT jak TANKARD, ale ja wciąż
szperam w starociach, bo w większości są to znakomite rzeczy.
Jednym z takich ostatnich znalezisk jest belgijski CYCLONE, który
oczywiście specjalizował się w graniu thrash metalu. Tak
specjalizował się, bo obecnie jest to zespół przeszedł w
stan spoczynku. CYCLONE to kapela która została założona w
1981 r. pod nazwą CENTURION. Po wydaniu sporej ilości dem,
koncertowaniu przyszedł czas na debiutancki album czyli „Brutal
Destruction” który ujrzał światło dzienne w roku 1986
roku. To co CYCLONE na debiutanckim albumie przypomina poniekąd
dynamiczne granie MORBID SAINT, z tym że z bardziej przyjaznym
wokalem, słychać też coś z DEATHROW, GRINDER czy też speed
metalowego CARRION. Ten styl, który przejawia dynamiką,
rozpędzoną sekcją rytmiczną, speed metalowy wokal, który
stawia na piski i dość ostre i utrzymane w wysokich rejestrach
śpiewanie, czy też ostrych, rytmicznych partiach gitarowych
zbudowanych na bazie szybkości, melodyjności i ostrości otoczone
jest solidnym nieco surowym brzmieniem, który zaostrza owy
ostry wydźwięk całości. Okładka może i uboga, może i kraj
nieco bardziej kojarzący się z heavy/speed metalem, to jednak płyta
zaskakuje. Przede wszystkim pod względem co wyprawiają muzycy, a
także pod względem tego jak prezentuje się zawartość.
CYCLONE w swej strukturze nie stroni od
pewnych zaskoczeń, uciekania od prostolinijności i rutyny na rzecz
nieco urozmaicenia poprzez użycie patentów wyjętych spod
heavy/speed metalu. Instrumentalne rozpoczęcie albumu w postaci
“Prelude to the End” pokazuje że zespołowi w głowie nie
tylko thrash metal. Tutaj pojawia się heavy metalowy motyw, średnie
tempo i sekcja rytmiczna która nasuwa kapele NWOBHM pokroju
IRON MAIDEN. Krążek jest zdominowany przede wszystkim przez szybkie
kompozycje, gdzie jest rozpędzona sekcja rytmiczna, ostry, surowy,
melodyjny riff, a także barbarzyński i dość piskliwy wokal Guido
Gevels cechuje się niezwykła charyzmą i trzeba przyznać, że jest
i ostry, zadziorny śpiew, jak i piski w wysokich rejestrach, tak
więc na zróżnicowanie nie można narzekać. W podobnej
konwencji utrzymany „Fall Under His Command” , zadziorny
„Fighting the Fatal” czy
też w końcu melodyjny „Incest Love”
i te szybkie kompozycje ukazują nie tylko sprawność sekcji
rytmicznej, ale przede wszystkim niezwykłą współpracę
między dwoma gitarzystami. Kerbush i Vin Lint to duet który
zostaje w pamięci, który swoją grą zapada w pamięci. Może
nie ma technicznych wirtuozerskich popisów, ale wszystko jest
przemyślane, poukładane, słychać biegłość w zmianach melodii,
a przepływ energii i melodyjności jaki przemycają w swoich
partiach dowodzi o klasie światowej. Jednakże mimo jasno i dość
zawężonej strukturze i konwencji pojawiły się na albumie kawałki,
które mają nieco inny wydźwięk. Na pewno jednym z takich
utworów jest heavy metalowy “The Call of Steel”
gdzie pojawia się rytmiczny motyw i przebojowy wydźwięk. Wyróżnia
się na tle szybkich petard również taki “Fighting
the Fatal” gdzie pojawia się
pokręcony motyw, nieco progresywne zacięcie, To że zespołowi nie
brakuje smykałki do robienia zapadających i melodyjnych hitów
świetnie świadczy dynamiczny“In the Grip of Evil”
.
CYCLONE
to prosta nazwa, standardowe chwyty i patenty, a na debiutanckim
albumie pokazali że czasem nie wiele trzeba, żeby stworzyć coś
nadzwyczajnego, trzeba po prostu mieć pomysły na świetne
kompozycje. Takowych na tym albumie nie brakuje. Jest dynamit, są
ostre riffy, jest energia i surowe, mroczne brzmienie. Imponuje
prostota i świetne wykonanie utworów. Świetna robota
belgijskiej kapeli. Jeden z tych albumów, które należy
znać.
Ocena:
9.5/10
Mocna ocena, chyba nawet trochę za wysoka. Standardowe granie zaiste, ale produkcja dość chropawa, trochę wkurzający zbyt piskliwy wokal - mnie jakoś nie poraziło i raczej nie zachęciło do sięgnięcia po ich drugi i ostatni album. Ale jak to mówili w starożytnym Rzymie: de gustibus est non distubant :)
OdpowiedzUsuń