Choć debiut
UNREST nie wzbudził większego zainteresowania, choć formuła była
oklepana i nieco monotonna, to jednak UNREST nie podjął
drastycznych kroków w celu podboju runku muzycznego, w celu
zdobycia szerszego grona słuchaczy. UNREST postawił w dalszym ciągu
na charakterystyczny dla niemieckiego kraju nieco toporny heavy metal
oparty na prostych motywach otoczonych lekką surowością, ostrością
i prostotą. Nie brakuje w tym stylu oczywiście chwytliwości w
aspekcie melodii, czy też przebojowości w ramach refrenów,
a wszystko oczywiście zagrane z zachowaniem solidności. W dalszym
ciągu UNREST na drugim albumie „By The Light Of The Moon” z 1995
r gra w stylu wielkich znanych kapel niemieckich czyli ACCEPT,
WARLOCK czy też GRAVE DIGGER. Jedyną rzeczą jaką zespół
zmodyfikował to zmienił gitarzystę a mianowicie Kuhna zmienił
Henryk Niedbalka, który przyczynił się do tego, że muzyka
UNREST stała się jeszcze bardziej przebojowa, bardziej dopracowana,
dojrzalsza. Nie muszę chyba dodawać, że zespół oczywiście
zadbał tak jak w przypadku debiutu o całą formalność techniczną
drugiego krążka. Jest i takie niemieckie rasowe brzmienie, no i
sami muzycy dobrze się prezentują pod względem umiejętności.
Rewolucji nie ma,
ale czy to źle? Od takiej kapeli jak UNREST nie wymaga się zbyt
wiele, a na pewno nie jakiś ogromnych rewolucji, które
doprowadzą do zmiany stylu, formuły, która wg mnie się
sprawdza w przypadku tej kapeli. Tak ich styl to granie pod ACCEPT i
trzeba przyznać, że ta sztuka wychodzi im znakomicie, zwłaszcza na
drugim albumie. „Still Alive” to taki rasowy heavy metal
zagrany w niemieckim stylu, a dokładniej w stylu ACCEPT. Prosty,
melodyjny i toporny riff, stonowane tempo, chwytliwe solówki
no i ten wokal Sonke Lau, który idealnie się wpisuje w takie
tło, w takie granie pod ACCEPT, zwłaszcza gdy się ma manierę Udo
Dirkchneidera. Słychać przede wszystkim ciekawsze pomysły i więcej
przebojów. W tej kategorii należałoby wymienić sporo
utworów, a już na pewno rozpędzony „By The Light Of The
Moon” , czy też true metalowy „Going In” z
stonowanym tempem i zapadającym refrenem. Partie gitarowe na tym
albumie brzmią o niebo lepiej niż na debiucie i to słychać na
każdym kroku. Ostre, dynamiczne, przemyślane i zapadające w głowie
riffy i nie przeszkadza nawet ich wtórny charakter. ACCEPT
słychać w dynamicznym „Kickin Ass” który jest
dowodem jak dobrze brzmią gitary na tym albumie. Skoro mowa o
rozpędzonych petardach to wypadałoby tutaj wspomnieć o rytmicznym
„I Hate You”, zadziornym „Sweet Christine” z
dużą porcją chwytliwych melodii, czy też rozpędzony „Testtube”
będący najostrzejszym utworem na płycie. Jest szybciej i bardziej
zróżnicowanie niż na debiucie i to też słychać bardzo
wyraźnie. Poza szybki utworami mamy oczywiście rozegrane w średnim
tempie, z zadziornym zacięciem tak jak w przypadku „Time To Go”
, mamy kawałek z hard rockowym feelingiem czyli „Lay Down and
Die” oddający klimat najlepszych albumów ACCEPT. I
takim dopełnieniem całości jest klimatyczna i ciepła ballada
„Moskva”który została dość ciekawie rozegrana.
Oczywiście wyśpiewana w rosyjskim języku.
Niby nic nie
zrobili, niby nie ma drastycznych zmian, a jednak drugi album brzmi o
wiele razy lepiej niż debiut. Wszystko brzmi bardziej dojrzale.
Ciekawsze pomysły, staranniejsze wykonanie kompozycji, więcej
przebojów, większe urozmaicenie, bardziej dojrzały. Wszystko
lepiej, a jednak sukces tego albumu był taki sam jak debiutu. Mimo
kiepskiej reputacji, warto znać ten zespół, a na pewno ten
album, który jest jednym z najlepszych w ich karierze. Coś
dla fanów ACCEPT, niemieckiego heavy metalu i nie tylko.
Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz