Ameryka to kraj kryjący
wiele ciekawych kapel, które przeszły w szybkim tempie do
historii heavy metalu i obok takiego METAL CHURCH, SAVATAGE śmiało
można zaliczyć jakby nieco przypominający SAVATAGE – FATES
WARNNING, który przoduje prym wraz SAVATAGE w progresywnym
heavy metalu z elementami power metalu. Czym sobie kapela z Hartfodu
zasłużyła na takie wyróżnienie? Co takiego nagrali, co
pozwoliło im szybko przejść do tych najlepszych zespołów,
dzięki czemu FATES WARNNING stał się jednym z najlepszych zespołów
w historii metalu?
Kapela, która w
progresywnym metalu znalazła miejsce obok takiego QUEENSRYCHE,
CRIMSON GLORY, czy też wcześniej wspomnianej kapeli typu SAVATAGE
powstała w roku 1984 r z inicjatywy wokalisty Jona Archa i
gitarzysty Jima Matheosa. Kapela zadebiutowała w 1984 roku albumem
„Night On Brocken” , który ukazywał potencjał zespołu,
lecz jest to nieco prymitywny album i przesiąknięty dużą ilością
IRON MAIDEN. Znaczącym punktem w karierze zespołu okazał się
drugi album, a mianowicie „The Spectre within”,
który ukazał się w 1985 roku. Tym albumem zespół
otworzył sobie furtkę do wielkiej kariery i sławy, a wszystko
przez postawienie na własny styl, na oryginalne podejście w sferze
instrumentalnej, gdzie mamy urozmaiconą, dynamiczną, pełną
różnych urozmaiceń sekcją rytmiczną, która ma coś
z IRON MAIDEN, czy też z SAVATAGE. Jednak dobra mocna, dynamiczna
sekcja rytmiczna to tak naprawdę tylko część układanki i jest to
właściwie tzw tło pod specyficzny wokal Jona Archa, który
rozwinął się na tym albumie jeszcze bardziej, śpiewając
agresywniej, mocniej, nie żałując śpiewania w górnych
rejestrach i co jak co, ale jest to jeden z najciekawszych popisów
wokalnych jakie można usłyszeć. Ten niesamowity, wyjątkowy wokal
świetnie się wpasował w to całe instrumentarium, w którym
znaczącą rolę odegrał duet gitarowy Matheos/Arduini i ich
pojedynki są takie wręcz wzorowe, pełne luzy, zamiłowania do
metalu, lekkości, pasji, ambicji, a wszystko jest energiczne i
bardzo melodyjne. Moc tego zespołu tkwi bez wątpienia w geniuszu
Matheosa i Archa i to wokół ich umiejętności, talentu
skupia się słuchacz i właściwie reszta im tez niczym nie
ustępuje. „The Spectre within” to album bez wątpienia bardziej
dojrzały, przemyślany, bardziej oryginalny pod względem stylu,
aranżacji.
Mroczna,
budząca grozę okładka, mocne brzmienie to właściwie tylko część
plusów jakie się nasuwają przy pierwszym kontakcie z płytą,
jednak prawdziwa uczta zaczyna się po odpaleniu płyty. Otwierający
„Traveller In Time”
to znakomity kawałek na otwarcie, bo jest ciekawy klimat, który
jest wsparty odgłosami wiatru, zegara i dzwonów i zaczyna się
wręcz epicko. Słyszało się to i owo, ale ten utwór
potrafi zaskoczyć swoją rozbudowaną formą, ciekawym stylem, który
przejawia się w dużej liczbie pokręconych motywów, opartych
na nieco połamanych melodiach, które sprawiają, że cały
czas się coś dzieje, że mamy i szybkie momenty jak i wolne.
Wymieszanie progresywnego metalu z elementami power metalu okazało
się drogą do sukcesu zespołu. Mroczniejszym kawałkiem jest
„Orphan Gypsy”,
który zaczyna się od ciekawych popisów gitarowych,
będący pokazaniem umiejętności Matheosa, który nie
szczędzi tutaj wirtuozerskich zagrywek. Utwór pod tym
względem na pewno się wyróżnia, zresztą podobnie jak i pod
względem dynamiki, melodyjności. Nie wiem czemu, ale w początkowej
fazie skojarzył mi się z „Flight Of Icarus” IRON MAIDEN. Mniej
progresywnego charakteru, a więcej prostoty pojawia się w
dynamicznym „Without trace”
, który jest bardzo melodyjny i pełen urozmaiceń. Kolejnym
rozbudowanym, pełnym urozmaiconych melodii, motywów jest
„Pirates of Underground”,
który również ma pełno w sobie progresywnego
charakteru i cały czas się coś dzieje. Jest dynamicznie, jest
spokojnie, a duża liczba chwytliwych i atrakcyjnych popisów
gitarowych sprawia, że jest to kolejna perła, która upiększa
zawartość tego wydawnictwa. Rytmiczność, głównym motyw i
partia gitarowe, przebojowość godna IRON MAIDEN, zaś wykonanie i
pomysłowość godna SAVATAGE takie cechy można przypisać
melodyjnemu „The Apparition".
Z kolei „Kyrie Eleison”
to mimo mrocznego charakteru bardzo dynamiczna kompozycja,
przyozdobiona w początkowej fazie gregoriańskimi chórami i
na pewno jest to taka najszybsza kompozycja, oddający power metalowy
styl. Całość zamyka 12 minutowy „Epitaph”,
który zawierał wszystko co się przewijało na całym
albumie. Szybkie, wolne motywy, sporo zawiłych, połamanych melodii
i progresywnego charakteru. Klimat oczywiście też sprawia, że
utwór trzyma w napięciu. Co ciekawe tutaj za główny
motyw mamy nieco prostszy motyw, ale nie ma to negatywnego wpływu na
całość. Czy tylko ja mam skojarzenia z „Heaven And Hell” BLACK
SABBATH?
Z
tego długiego opisu można dojść do jednego słusznego wniosku, że
„The Spectre Within” to jeden z najlepszych dzieł z kategorii
progresywnego heavy metalu z elementami power metalu, który
umocnił ten gatunek, który sprawił, że rosnąca w siłę
kapela stała się szybko jednym z najlepszych zespołów w tej
dziedzinie i szybko zaczęto ich stawiać obok SAVATAGE czy
QUEENSRYCHE i nic dziwnego bo to co stworzył ten zespół w
1985 r przeszło wszelkie wyobrażenia. Jest to dzieło skończone,
dopracowane i jedyne w swoimi rodzaju. Ktoś wytknie ironów
czy SAVATAGE, jednak mając w składzie specyficznego, wyjątkowego
Archa i uzdolnionego gitarzystę Matheosa można wszystko. Albumowi
towarzyszy niesamowity mroczny klimat, spora w tym zasługa różnych
ciekawych wstawek, a także rasowego brzmienia. Ten kto lubi
progresywne elementy, połamane melodie, specyficzny wokal,
przebojowe utwory, ten kto lubi słuchać ambitnego metalu,
klasycznego, ponadczasowego, ten powinien odpalić jeden z
najlepszych albumów FATES WARNIRNG, jeden z najlepszych
albumów prosto z Stanów Zjednoczonych, z złotych lat
80, a mianowicie „The Spectre Within” do czego też zachęcam.
Ps. Dzięki kornel za kolejny zajebisty album!
Ocena:
10/10
Posłuchaj rok młodszego krążka "Awaken the Guardian".
OdpowiedzUsuńPrzy okazji warto byłoby przypomnieć sobie o dwóch pierwszych płytach Crimson Glory. Bardzo ich brakuje w indeksie recenzji.
OdpowiedzUsuń