Jak się zwie jeden z
najbardziej znanych kapel, reprezentujących christian heavy metal?
Jak się zwie formacja, która w latach 80 wydała dwa albumy,
z czego drugi stał się jednym z tych bardziej znanych, apotem
rozpadła się by w 2003 roku się reaktywować?
Tak, tą kapelą
oczywiście jest amerykański SAINT, który został założony
początkowo pod nazwą THE GENTLES w roku 1981, jednak w roku 1982
kapela zmieniła nazwę na SAINT. Formacja w tym roku wydała swój
10 album „Desperate Night” jest daleki od tych klasycznych
wydawnictw typu „Time's End”, który był ich debiutanckim
albumem i ukazał się w 1986 roku. Jednak moim skromnym zdaniem ich
najlepszym osiągnięciem na przestrzeni tej długiej działalności
jest drugi album, a mianowicie „Too Late For Living”,
który ukazał się w 1988r. i zamknął pewien okres dla
zespołu, bo to był ich ostatni album przed dłuższą przerwą.
Czym się różni drugi album od debiutu? Przede wszystkim tym,
że jest bardziej dojrzały, bardziej dopracowany i muzycznie jest to
o wiele ciekawszy album, jakby wszystko jest dwa razy więcej. Więcej
ciekawych partii gitarowych, więcej elektryzujących solówek,
więcej chwytliwych melodii i na pewno swoje zrobiła roszada w
składzie, bo o to pojawił się nowy perkusista John Perrine, który
sprawia że płyta jest dynamiczna i dość mocna, to właśnie
dzięki jego grze, takie utwory jak „Star Pilot” czy też
„Through the Sky” pokazują, że zespół potrafi
zaoferować dynamiczne kompozycje, oparte na nieco szybszym tempie,
na nieco ostrzejszej grze. Również sporo świeżości
wprowadził drugi gitarzysta, a mianowicie Dee Haringhton, który
sprawił że kapela ma większą siłę rażenia, że partie gitarowe
są jeszcze bardziej urozmaicone, jeszcze jakby ostrzejszej i miło
tez usłyszeć jak gitarzysta John Mahan pojedynkuje się z kimś na
solówki. Ich współpraca jest tutaj doprawdy bardzo
ciekawa i przypominają się takie klasyczne metalowe zespoły jak
JUDAS PRIEST i nawiązań do Brytyjczyków jest całkiem sporo.
Owe skojarzenia pojawiają się na tle stylistyki. Mocny heavy
metal, z ostrymi, zadziornymi gitarami i mocnym wokalem Josha
Kramera, który stylem śpiewaniem, jak wysokimi rejestrami
przypomina Roba Halforda i jest to bez wątpienia kolejny istotny
element muzyki SAINT. „Too Late For Living” to album, który
przykuwa uwagę bez wątpienia klimatyczną okładką i motyw z
nagrobkiem jest tutaj na plus. Od strony technicznej też można
zauważyć, a raczej usłyszeć że brzmienie zostało dopracowane i
mimo lekkiego brudu, słychać bardzo dobrze poszczególne
dźwięki.
Tak samo dobrze
prezentuje się materiał,który jest równy, zwarty,
lekki, rytmiczny i wypchany po brzegi przebojami. No bo jak inaczej
nazwać otwierający „Too late For Living” przesiąknięty
„British steel”, szybki, energiczny „Accuser”, nieco
hard rockowy „The Rock” , melodyjny „Oh The street”
który ma prosty i zapadający w pamięci motyw, ale to nie
jedyna jego zaleta, nie można zapomnieć o chwytliwym refrenie,
który sprawia że kolejna kompozycja jest łatwa w odbiorze i
słuchanie jej to czysta przyjemność dla fanów czystego,
rasowego heavy metalu w stylu JUDAS PRIEST. Na pewno na szczególne
wyróżnienie zasługuje złożony, pełen ciekawych motywów,
melodii instrumentalny „Returning” który pozwala
jeszcze dobitnej pokazać jak dobrzy są muzycy i że ich technika
nie jest taka zła i nijaka. Jest niezła lekkość, radość z
grania, jest dynamika i rytmiczność, a przesiąknięcie NWOBHM w
stylu IRON MAIDEN można również uznać za duży plus. „The
Path” tez się wyróżnia, bo to w końcu jeden z
najbardziej stonowanych utworów na płycie i również
klimat ma taki dość ciekawy. Całość zamyka również nieco
lżejszy „The War Is Over” który utrzymany jest w
stonowanym tempie, z dużą dawką melodyjnych partii gitarowych i
lekkością w partiach wokalnych.
Tak o to narodził się
jeden z najbardziej znanych i najbardziej solidnych zespołów
reprezentujących christian metal. SAINT zdobył sławę dzięki dwóm
albumom z lat 80, zwłaszcza wydanym w 1988 r „Too Late For
Living”, który wg mnie jest ich najlepszym osiągnięciem.
Tutaj nie popełniono jakieś rzucającego się na uszy błędu. Jest
solidne brzmienie, który świetnie się komponuje z ostrymi,
przesiąkniętymi JUDAS PRIEST partiami gitarowymi, mocnym wokalem i
przebojowym charakterem utworów. Mocna rzecz! Coś dla fanów
kapeli Roba Halforda, a także rasowego heavy metalu.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz