piątek, 12 października 2012

BARNABAS - Feel The Fire (1984)

Nigdy nie uznawałem się za fana chrześcijańskich odmian heavy metalu i jakoś zawsze stroniłem od tego typu zespołów. Nie dlatego że ma to coś do czynienia z moją wiarą, tylko uważam że nie do końca idzie po drodze chrześcijańska tematyka i heavy metal. Mniejsza o to. Ostatnio na trafiłem na amerykański zespół, który tworzył w latach 80 i właściwie godnie prezentował ów nurt, którego tak unikam. O jakim zespole mowa? BARNABAS, który został założony jeszcze w latach 70, a dokładniej w 1977 i z dość sporym sukcesem działał do roku 1986. Nazwa oczywiście zaczerpnięta z nowego testamentu i tematycznie powiązań z biblią i chrześcijaństwem nie brakuje, zaś muzycznie mamy do czynienia z mieszanką heavy metalu, hard rocka, który nieco przypominał twórczość WARLOCK, BLOODY SIX, HELLION, czy też STEELOVER. W muzyce BARNABAS nie brakuje elementów przypominających blues czy tez muzykę bardziej komercyjną. Pewnym komercyjnym aspektem jest tutaj też wokal Nancy Jo Mann, który jest daleki od heavy metalowych, dzikich, zadziornych wokali, jednak nie jest tez aż tak tragicznie, bo muzycznie jest lekko, momentami też komercyjnie, więc jest pełna zgodność. Może BARNABAS nie tworzył ciężkiej, atrakcyjnej i ponadczasowej muzyki, ale przez 5 albumów nagrywał solidne kompozycje, które mimo braku jakiś ciekawych pomysłów, aranżacji miło się słuchało. Moja przygoda z tym zespołem rozpoczęła się od „Feel The Fire” z 1984. Już sama okładka potrafi przykuć uwagę i właściwie album został dobrze przygotowany pod względem wizualnym jak i audialnym, gdzie mamy dobre brzmienie, które jest nieco komercyjne, łagodne, ale pasuje do melodii, stylu. Gorzej już na pewno jest w przypadku tego co potrafią muzycy. Na tym albumie wokal Nancy może odstraszyć niektórych słuchaczy, a wszystko przez manierę, niezbyt dobre wyszkolenie technicznie, również niedosyt można odczuć po mało atrakcyjnych partiach gitarowych, a te wygrywane przez Briana Belew są dobre, ale czasami bez werwy, mało porywające, mało atrakcyjne, a przecież można było bardziej nad nimi popracować. Wszystko jest przyzwoicie zagrane, lecz czegoś brakuje.

Wsłuchując się w materiał nie sposób zwrócić uwagę na rozbudowany ‘Breathless Wonderment (The Dream Becomes Reality)’ w którym przejawia się sporo ciekawych motywów, ale najważniejsze jest tutaj to że mamy heavy metalowy riff, nieco progresywne zacięcie, dobrze wbudowane partie klawiszowe i do tego tajemniczy klimat. Nie sposób wspomnieć o dynamicznym, nieco rock;n rollowym „Feel The Fire” gdzie słychać coś z MOTLEY CRUE, z kolei w dynamicznym, przebojowym „Follow you Up” słychać coś z VAN HALEN. ‘Northern Lights’ przyciąga uwagę z kolei za sprawą syntezatorów, dużej dawki elektroniki, ciekawego klimatu i jest to solidna kompozycja, zaś za najlepszą kompozycję uznaję na tym albumie melodyjny, dynamiczny o szybkim tempie ‘Suite for the Souls of our Enemies (Part 1 – Hammer & Sickle)’ , reszta niestety już tak nie zapada w pamięci i raczej pozostałe kompozycje występują w formie wypełniaczy.

Feel The Fire” to przeciętne dzieło mające kilka ciekawych melodii, rozwiązań, jednak nie ma mowy o czymś nadzwyczajnym, ponadczasowym. Jest kilka zalet ale i też kilka wad, jak choćby umiejętności muzyków, aranżacje, brzmienie, poziom muzyczny. To wszystko jest bardzo przeciętne i nie zachęca właściwie do głębszego poznania owej kapeli. Po tym wydawnictwie zespół wydał jeszcze jeden album i się rozpadł. Pozycja raczej przeznaczona dla fanów staroci, które nie są aż tak znane heavy metalowemu światku.

Ocena: 5.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz