Czy w hard rockowej
kapeli z elementami heavy metalu oraz z punkowym feelingiem może
śpiewać ...kobieta? Początkowo myślałem, że takie rozwiązanie
jest komercyjne, dość oryginalne i może przyciągnąć spore grono
słuchaczy, jednak na dłuższą matę zacząłem się zastanawiać
czy taki wokal nie sprawiłby że takie granie straciłoby na
zadziorności, ostrości, atrakcyjności? Wszelkie wątpliwości w
tym zakresie rozwiał kanadyjski zespół DIEMONDS.
Jest to jedna z tych młodych i głodnych sukcesu kapel, która
właśnie zaprezentowała całemu światu debiutancki album o tytule
„The Bad Pack”. Od czasu założenia kapeli w 2006 roku
minęło sporo czasu do roku 2012 i ten okres kapela poświęciła na
koncertowanie, nagrywanie dem czy też mini albumu. Kapela na tle
innych podobnie grających wyróżnia się. Czym to jest
spowodowane? W dużej mierze atrakcyjnym przekazem, który
oparty jest o proste motywy gitarowe i tutaj dobra robota duetu
Dekay/Diemond, którzy w znakomity sposób mieszają
motywy heavy metalowe i hard rockowe, dodając do tego wszystkiego
nieco punkowy feeling, to wtedy się dostrzeże że to się sprawdza.
Są melodie, jest szaleństwo, radość z grania o którą
dzisiaj tak ciężko, no i co najważniejsze są ciekawe pomysły
wsparte dobrymi aranżacjami. Zarówno instrumentarium na tym
albumie jak i owa wokalistka Privya Panda, która nie dość że
dobrze wygląda to jeszcze bardzo dobrze śpiewa. Jest pewien poziom
zadziorności, dobre wyszkolenie, może brakuje nieco charyzmy i
ognia, ale całościowo dobrze się komponuje z tłem. To co wyróżnia
debiutancki album na tle innych płyt, to nie tylko klimatyczna
okładka przypominająca choćby te z WHITE WIZZARD, to nie tylko
dobre, klimatyczne i soczyste brzmienie, czy też umiejętności
muzyków, to przede wszystkim materiał, który wciąga i
zapada w pamięci, a przecież w dobie wtórności, w dobie
niuansów technicznych jest to ważna, ale często ciężko
osiągana cecha.
Kompozycje może nie
powalają oryginalnością, ale szczerością i przebojowością i
owszem. Już takowym jest otwierający „Take On The Night”
z ostrym riffem i ciekawą linią melodyjną. Przesiąknięty AC/DC,
KROKUS energiczny „Li Miss”, rozpędzony „Loud' N
nasty” z szalonym riffem i
przebojowym refrenem, rockowy, luzacki „Get The Fuck
Outta here”, heavy metalowy
„The bad pack” to
pierwsze lepsze utwory które dowodzą o atrakcyjności tego
albumu, że jest nacisk na chwytliwość, lekkość, a przystępność.
Utwory nie są wymagające, nie są przekombinowane i to jest ich
mocny atut. A co się dzieje w dalszej części albumu? Mamy
utrzymany w stylu AC/DC - „Overboard”, nieco
cięższy, mroczniejszy „Left For dead”,
„Living For Tonight”
to kompozycja z kolei dynamiczna, zwarta, energiczna i również
mający przebojowy charakter. DIEMONDS w swojej muzyce stara się jak
najwięcej przemycić hard rocka i to wyraźnie słychać w „Trick
Or treat”. Jeżeli o
kompozycje na pewno nieco się wyróżnia „Mystery”,
który zamyka płytę. Dlaczego? Bo tutaj zespół
zaczyna od partii basowej, ale też utwór bardzo lekki,
radosny i przebojowy, ale to już raczej nikogo nie zdziwi.
Póki
co DIEMONDS to mało znana kapela, ale za sprawą energicznego i
przemyślanego debiutanckiego albumu „The bad Pack”
zyskają pewnie nie mały rozgłos, bo jest to bardzo szczere granie
i pełne ciekawych rozwiązań. Niby prosta, melodyjna muzyka, niby
kobieta na wokalu, niby to wtórne, a zapada w pamięci i jest
to jeden z ciekawszych albumów tegorocznych w dziedzinie hard
rock. Album warty grzechu.
Ocena:
8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz