piątek, 24 kwietnia 2015

DIGGER - stronger Than Ever (1986)

Grave Digger to jedna z potęg niemieckiego heavy metalu i ich ostatnie albumy to tylko potwierdzają. Ciekawe jakby potoczyła się historia zespołu, gdyby wydany w 1986 r krążek „Stronger Than Ever” wydany pod szyldem Digger odniósł faktycznie sukces. Wtedy na pewno byśmy nie mieli takich klasyków jak „The Reaper” czy „Tunes of War”, a jedynie kolejny klon Survivor, Bon Jovi czy Udo z czasów „Faceless World”. Kapela o nazwie Digger nagrała by kilka średnich płyt, a potem pewnie żywot ich by się skończył. Dobra koniec rozmyślań o tym co by było gdyby i skupmy się na samej płycie.

Ciężko sobie wyobrazić Grave Digger, który gra mieszankę, lekkiego i melodyjnego metalu, gdzie sporą rolę odgrywa hard rock, Aor. Może nie jest styl, w którym zespół mógłby długo pociągnąć i uzyskać jakiś wielki status. Jednak w kategorii ciekawostek i odskoczni, jest to dość ciekawa propozycja. W 1986r po tym jak trzeci album Grave Digger zatytułowany „War Games” kapela zmieniła nazwę zespołu na Digger. Celem było nagranie bardziej komercyjnej muzyki, która przyciągnie więcej słuchaczy i uczyni zespół bardziej znanym. Wynikało to z słabych wyników finansowych jakie Grave Digger osiągał i to nie podobało się Noise Records. No to wywarła wpływ na muzyków. Digger w swojej muzyce nie zapomniał o przeszłości i starym, rasowym heavy metalu jaki Grave Digger prezentował choćby na „Heavy Metal breakdown”. Jednak tutaj zespół porzuca toporność, stawia na lekkość, melodyjność, na komercję, na bardziej hard rockową manierę. Można było odnieść wrażenie, że „Stronger Then Ever” to zdradzanie swoich priorytetów i sprzedanie się komercji. W końcu taki tytułowy utwór nasuwa takie grupy jak Survivor, Def Leppard czy nawet Bon Jovi. Zwłaszcza spokojne klawisze pokazały inne oblicze grupy. „Stronger Than Ever” to nie taki zły kawałek sam w sobie. Problem tkwi, że to nie jest Grave Digger, tylko jakiś amerykański Aor. Dobra jest to chwytliwe i zapada w pamięci, a w dodatku jest to przyjemne w słuchaniu. Więc jeśli zapomni o tym co grali panowie to nie można nawet narzekać na jakość. Okładka też inna niż dotychczasowa, miła dla oka i oddająca charakter produkcji z kręgu rocka czy hard rocka. Idealnie dopasowana do zawartości. Podobnie jest zresztą. Lekkie, czyste brzmienie, które momentami przypomina płyty popowe czy rockowe. Wokal Chrisa też jest jakby zmodyfikowany i jest bardzo zaskakujący. Takiego Boltendahla nie znaliście i już nie poznacie. Śpiewa lekko, bez tej chrypki i zadzioru. Efekt nawet ciekawy, ale przede wszystkim dla fanów Aor czy hard rocka. Co ciekawe Digger to właśnie pierwszy poważny band Uwe Lulisa, który potem został wciągnięty do rodziny Grave Digger, a potem sam założył Rebellion. Też jest on tutaj pod wpływem amerykańskiego hard rocka. Na płycie jest pełno lekki i komercyjnych zagrywek, jednak słychać polot i finezję. Nie brakuje też ciekawych popisów o charakterze heavy metalem, będących ukłonem dla płyt Grave Digger. Otwieracz „Wanna Get Close” to ostrzeżenie, że tutaj nie ma za wiele metalu, że więcej jest hard rocka. Riff nasuwa mi na myśl choćby Ac/Dc. Jednak chwytliwy refren ma echa starego Grave Digger co daje w efekcie przyzwoity kawałek. Na tej płycie pełno syntezatorów i płaskiego, sztucznego brzmienia perkusji. Przykładem tego jest „Don't leave me lonely”. Sam utwór przypomina „Faceless World” Udo, co można uznać za plus. Jedną z najbardziej metalowych, wręcz speed/power metalowych kompozycji na płycie jest „Lay it on” czy „Shadow of The Past”. Jednak to tylko pewne echa przeszłości, bowiem tutaj są inne trendy. W pamięci zapada złożony „I dont need Your Love”, który nie jest balladą, a bardzo energicznym kawałkiem. Końcówka płyty jest już bardziej urozmaicona i daleka od tego do czego przyzwyczaili nas muzycy z Grave Digger. „Listen to The Music” wyróżnia się bardziej nachalnymi klawiszami, które brzmią jakby je wyjęto z tandetnego teleturnieju. Na szczęście partie gitarowe i riff są tutaj godne uwagi. Jest jeszcze lekki, hard rockowy „Stay Till Morning” , który pokazuje łagodne oblicze ówczesnego Grave Digger. Złym utworem nie jest też z pewnością rycerski „Stand Up and Rock”, który z bojowym refrenem jest idealny na koncerty.

Grave Digger, który gra hard rocka z elementami hard rocka, Aor i w dodatku z wykorzystanie syntezatorów, to jest dopiero coś nowego. Dobrze, że to zostało wydane jako Digger anie Grave Digger, bo marka mogłaby na tym ucierpieć. Płyta nie jest zła, bo słucha się ją dość przyjemnie i jest kilka hitów, tylko to nie jest muzyka jaką się odczekuje od Chrisa i spójki. Dobrze, że wrócili do swojego stylu. „Stronger Than Ever” to taka miła ciekawostka dla fanów Grave Digger.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz