czwartek, 9 kwietnia 2015

BLACKWELDER - Survival of The Fittest (2015)

Doczekaliśmy się czasów, że wiele muzyków szuka odskoczni od swoich macierzystych kapel, wielu z nich tworzy jakieś projekty poboczne czy też jednoczy się z innymi wielkimi muzykami w tak zwane super grupy. W tym roku sporo potworzyło się takich super grup i jedną z nich jest Blackwelder. Miło w końcu zobaczyć, że Ralf Sheepers znany przede wszystkim z Primal Fear postanowił poświęcić czas innemu zespołowi. To jest główny czynnik, który sprawił, że z większą niecierpliwością czekałem na pierwsze uderzenie zespołu. Właściwie dość cicho było wokół samego albumu. Pojawiła się w sieci mała próbka i pozostaje detale, ale dalej nic nie było wiadomo. Czas opuścić kurtynę i przedstawić wam debiutancki album tej super grupy, który nosi tytuł „Survival of The Fittest”.

Blackwelder od samego początku był postrzegany jako ciąg dalszy Seven Seraphim. W końcu to Andrew Szucs jest tym który stworzył ten zespół. Jest pan Priester znany z Angra, Englen znany choćby z Yngwie Malmsteena no i Ralf Sheepers w roli wokalisty. Mamy więc poniekąd mieszankę tych zespołów i w efekcie wybrzmiewa z płyty progresywny power metal z domieszką neoklasycznego power metalu. Wszystko opiera się na mocnej sekcji rytmicznej, pomysłowych i bardziej złożonych partiach Andrew. To on jest tutaj właściwie główną atrakcją, a jego partie są po prostu świetne. Emocje wybrzmiewają w każdej solówce i riffie. Tak powinno się grać progresywny power metal. Bez wątpienia jedna z ciekawszych płyt pod względem popisów gitarowych. Ralf też jakby więcej daje tutaj z siebie niż na ostatnim albumie Primal Fear. Można odnieść wrażenie, że Blackwelder ma do zaoferowania znacznie więcej fanom Primal Fear niż im się wydaję. Otwieracz „The night of New Moon” to taki utwór typowy dla formacji Ralfa. Jest agresja, przebojowość i coś z Judas Priest. Podobne klimaty wybrzmiewają w „Spaceman” lecz tutaj Andrew nadaje kompozycji owego progresywnego charakteru. Ciekawe klawiszowe ozdobniki i pierwsze emocjonujące solo w wykonaniu Andrewa. Jego talent i skłonności do neoklasycznego grania potwierdza instrumentalny „Adeturi”. Stonowany, podniosły, choć troszkę marszowy „Freeway of Life” też pokazuje jak zespół potrafi urozmaicić swój materiał. To nie koniec niespodzianek. „Inner Voice” wyróżnia się pomysłowym riffem i klimatem w stylu Angra. Na płycie jest pełno szybkich killerów, które są jakby mieszanką Primal Fear, starej Angry czy Yngwiego Malmsteena. Dobrze to prezentuje „With Flying Colors”, melodyjny „Remeber the Time” czy klimatyczny „Play some more”. Bardzo podoba mi się energiczny i mocny „Oriental Spell” z wyraźnym neoklasycznym charakterem. Na koniec znów mamy coś dla fanów Primal Fear. Taki nieco bardziej heavy metalowy „Judgment Day”. Nie ma słabych utworów czy nudnych momentów, które najchętniej by się wycięło.

Fani Primal Fear czy Angry bedą w siódmym niebem, z tym że nie jest to jakiś klon. Blackwelder ma gdzieś cechy macierzystych kapel muzyków, ale tutaj udało się stworzyć własny charakter, coś co brzmi dość świeżo i jest dalekie od plagiatu. Blackwelder obok Serious Black czy Shadowquest najbardziej mnie zachwycił jeśli mowa o supergrupy. Dawno nie słyszałem tak udanej mieszanki progresywnego power metalu z neoklasycznym graniem. Pozycja obowiązkowa dla fanów power metalu. Prawdziwa moc!

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz